poniedziałek, 8 września 2014

Rozdział Dwudziesty Trzeci.


Polecam włączyć 
piosenki tutaj podane.
Miłej lektury.


Muzyka I

*Rana*


Od dzieciństwa zmagałam się z różnymi przypadkami strachu; przed fobią, utraceniem kogoś, niebezpieczeństwem czy wykonaniem jakiejś czynności.
Moje życie zmieniło się diametralnie, kiedy Dylan po raz pierwszy zamordował.
Czy tego żałuję? Sama nie wiem. Poznałam wspaniałe osoby, ale Dylan? Jego mogłoby tutaj nie być, bo gdyby nie on, dalej świętowalibyśmy zakończenie semestru, ja prowadziłabym spokojne życie, a Matt byłby bezpieczny, nie rozmawiając z tym psychopatą.
Mimo protestów, kłótni i ponownych wciągnięć mnie do środka samochodu, w końcu wyszłam z niego, by zbliżyć się do przyjaciela.
- Zejdź nam z drogi, to pożyjesz kilka godzin dłużej - warknął mój przyjaciel. 
- Zabawny jesteś, Lockwood. Zabawny i głupi - O'Brien nie szczędził sobie drwin, oby tylko wyprowadzić z równowagi swojego wroga. Podeszłam odrobinę bliżej, wychylają się zza bruneta, który toczył walkę na spojrzenia z Dylanem. Nie potrzeba było wiele czasu, by ten drugi zauważył mnie. Szyderczo się uśmiechnął, wlepiając we mnie swój wzrok.
- Moje słoneczko przyszło. Jak miło Matty, że przyprowadzasz kogoś, kogo pragnę - przytuliłam się do pleców Matthew jak małe dziecko, bojące się czegoś, ale nadal wychylałam głowę, pragnąc zobaczyć, co się dzieje.
- Nie odzywaj się tak do niej - wycedził przez zęby, napięty już dość, mój obrońca.
- Nie spinaj się, Matty. Ona i tak będzie moja, czy tego chcesz, czy nie. Dobrze wiesz, ja dostaję to, czego chcę. Zawsze - wymówił z naciskiem na ostatnie słowo.
Wiedziałam jedną rzecz.
To nie skończy się dobrze.

*Luke*

Czekaliśmy już dobre pół godziny na powrót Matta. Jednak jak pojechał, tak nie wracał. Wszystko było przygotowane, czekaliśmy na miejscu spotkania, lecz O'Brien zarówno jak i Lockwood, się nie pojawił.
- Zadzwoń jeszcze raz - mruknąłem do mojego bliźniaka. Niecierpliwiłem się dosyć szybko, więc nikt się nie dziwił.
- Co mi to da, skoro Rana, Matt, Hope, czy nawet Victor nie odbierają? - Spojrzał na mnie znudzony. Prychnąłem jedynie w odpowiedzi.
- Coś musiało się wydarzyć, a on sam sobie nie da.. - dokończyłbym, gdyby nie Tristan.
- Do jasnej cholery! Skończ nawijać Luke, bo zgaszę ci tą fajkę na czole! - sam nie wiedziałem, czy ten ton był rozgniewany, czy rozśmieszony. - Matt ma większe zdolności, niż sądzisz. Znam go od dzieciństwa, zawsze dawał sobie radę. Nie ważne, czy w pojedynkę, czy z kimś. Po prostu zawsze, ale to zawsze, spełniał wszystko, co miał zaplanowane. Skoro obiecał chronić Ranę, to zrobi to, nawet jeśliby miał poświęcić swoje życie. 
Zdziwiłem się na słowa przyjaciela. Fakt, znałem chłopaka długo, chociaż nie wiedziałem tego o nim. 
Stałem oparty o maskę samochodu jeszcze przez piętnaście minut, aż w końcu pomyślałem; jeśli dzieje się jej coś złego, nie mogę tutaj tak po prostu stać. Muszę być przy niej.
Biegiem wsiadłem do drugiego pojazdu i z piskiem opon odjechałem, zostawiając zdezorientowanych towarzyszy na miejscu spotkania. Nie minęła nawet minuta, a mój telefon zaczął wibrować. Na wyświetlaczu pojawiło się imię Tristana, chociaż nie wiedziałem, czy odebrać.
- Muszę być przy niej - powiedziałem, zanim zdążył się wydrzeć na mnie.
- Nie wiesz nawet, gdzie są! - Próbował mnie zatrzymać.
- Pojadę tą drogą, którą oni jechali - rozłączyłem się, rzucając słuchawkę na miejsce obok.
Oni tam zostali. Jai, Skip, James, Tristan, Steven, po prostu nie wybaczyłbym sobie, gdybym nie był przy niej.
Jak długo będziesz się oszukiwać? Ona nic do ciebie nie czuje, baranie! Powiedział głos w mojej głowie. Nie obchodzi mnie to. Chcę tylko jej bezpieczeństwa oraz szczęścia. Niczego więcej.


*Rana*

- To jak Rana? Pójdziesz ze mną po dobroci, czy będę musiał użyć siły? - Z minuty na minutę, myślałam, że oszaleję. Bliskie spotkanie z nim, sprawiło, iż czuję się strasznie. Boję się, trzęsę, łzy się zbierają w moich oczach.
- Nigdzie z tobą nie idzie, do cholery! Przestań! - Wybuchł Matt, będąc już kompletnie zdenerwowanym.
- Jesteś tego całkowicie pewny? - Zapytał go, wyciągając przedmiot zza swojego paska.
Broń.
Cholerna spluwa.
To tylko sen.
Powiedzcie mi, że to tylko sen. Tak skończy się moje życie? Jako osiemnastolatka, która chciała zwyczajnie skończyć szkołę, prowadzić normalne życie, mieć chłopaka, lecz zamiast tego ma na głowie gangi, niebezpieczeństwo, śmierć na każdym kroku? Nie chcę tego. Czy nie będzie lepiej, jeśli odejdę razem z Dylanem? Moi przyjaciele i rodzina nadal będą prowadzić normalne życie, ja zniknę razem z nim. Przecież osoba mniej, to praktycznie to samo. To tak, jakby spośród dwustu pudełek, znikło jedno. Nikt tego nie zauważy. 
Puściłam rękę bruneta, którą trzymałam do tej pory, ruszając w stronę wroga. Zdziwiony wzrok wszystkich skupił się na mnie, kiedy stawiałam krok, po kroku w Jego stronę. O'Brien już opuścił rękę. 
W jednym momencie poczułam ucisk na nadgarstku, po czym zostałam ponownie przyciągnięta do Lockwood'a.
Broń ponownie zawisła w powietrzu.
- Puść ją, bo inaczej wysadzę samochód, zabiję ją, a później ciebie - wymamrotał chłopak.
- Matty, puść. Muszę to zrobić. Poddaję się, nie dam rady dłużej tego ciągnąć - wyrwałam się z jego ramion, po raz kolejny. - To bez różnicy, czy umrę teraz, czy za kilkanaście lat.
Zwróciłam się twarzą do swojego przyszłego mordercy.
- Mogę się chociaż z nimi pożegnać? - zapytałam, a uśmiech pojawił się na jego ustach.
- Jeżeli jest to twoje ostatnie życzenie, to tak - podeszłam do samochodu, przytulając zarówno Hope, jak i Victora, mówiąc, iż Matt im wszystko wyjaśni. Kierując się ku ostatniej osobie, jaką przytulę. Oplatając ramiona wokół jego talii, przycisnęłam go jak najmocniej do siebie.
- Będę tęsknić - zaczęłam szlochać.
- Obiecuję, że cię uratuję. Nigdy w to nie zwątp - wyszeptał do mojego ucha, następnie całując moje czoło.
Gdy miałam odchodzić, smuga światła pojawiła się za moimi plecami. Odwracając się, zakryłam ręką oczy, ponieważ inaczej bym oślepła. Jak na życzenie, moment później rażący strumień zgasł, więc mogłam wyostrzyć wzrok na osobę, wysiadającą z samochodu.
Luke Brooks.
To on, jakimś cudem dowiedział się, że coś jest nie tak i przyjechał. Dzięki Bogu.
- Higgins, czas mija - przywołał mnie do rzeczywistości głos.
Bliźniak trafił w moje objęcia tak szybko jak jego poprzednik. 
- Co się dzieje? - jego pytanie zabrzmiało tuż przy moim uchu. Trochę się odsunęłam, żeby widzieć jego twarz.
- Odchodzę - odpowiedziałam ze łzami, ale uśmiechem. Odgarnęłam kilka kosmyków z jego twarzy.
- Co?! Nie możesz nas zostawić, Rana! - gdyby to było takie łatwe. Nie chcę ich zostawiać, naprawdę. Nie mam wyboru, przywracam im poprzednie życie.
- Tak będzie lepiej dla wszystkich - wytarłam ręką resztę łez. - Obiecaj mi, że znajdziesz sobie kogoś, będziesz żyć normalnie. Tak, gdyby mnie tutaj w ogóle nie było.
- Nie potrafię ci tego obiecać - ponownie w tyle odezwał się chłopak, pośpieszając mnie, przez co nie zdążyłam odpowiedzieć mu.
Nogi same zaprowadziły mnie do największego koszmaru. Dwóch innych mężczyzn spięło moje ręce, następnie zaprowadzając do samochodu.
Nie całą minutę później zjawił się Dylan, który zajął miejsce za kierownicą, ruszając w nieznaną mi stronę.
Pozostaje mi teraz tylko modlić się o szybką śmierć.


*Matt*

- Co ci to da, że ją będziesz miał? - tępo wlepiałem wzrok w wroga.
- Satysfakcję zabrania tobie kogoś, kto sprawia ci szczęście oraz jest dla ciebie ważny, wtedy gdy ty zabrałeś mi Suzanne parę lat temu - wziął głęboki wdech. - Chcę, żebyś cierpiał, jak ja tamtego wieczoru.

Pociągnąłem za spust, kiedy nagle pojawiła się jego siostra, osłaniająca go własnym ciałem. Strzał przestrzelił jej ciało na wylot, pozostając w środku. Dziewczyna zaczerpnęła ostatni oddech, upadając na kolana. O'Brien w ostatniej chwili złapał ją, tuląc do siebie jak małe dziecko. Przez chwilę był zbyt sparaliżowany, aby wiedzieć, co się stało, lecz zaraz zaczął szlochać, krzyczeć, wołać imię. Jej imię.
Obserwowałem wszystko, ale otrząsając się, wsiadłem na motocykl, odjeżdżając.

- Pamiętasz, prawda? - zaśmiał się, typowym dla niego zwyczajem. - Nie bój się, zaopiekuję się nią dobrze.
Luke cały czas stał obok mnie, przyglądając się scenie rozgrywającej przed chwilą. 
- Matt, jak mogłeś jej pozwolić odejść? Upadłeś na mózg?! - wręczyłem mu kluczyki pojazdu, w którym znajdowali się Victor z Hope.
- Rób, co mówię. Odwieź ich na lotnisko, upewniając się, że odlecą. Ja biorę twój, jadę za nim, dzwonię po resztę. Potem dam ci dalsze instrukcje - niemal popchnąłem go, sam niewiele wolniej wsiadając.


***
Staliśmy na stacji paliw oddalonej zaledwie pięćset metrów od kryjówki Dylana.
- Okej, powtarzam po raz ostatni. Zajmujecie swoje miejsca, telefony zaczną dzwonić, wchodzimy i osłaniamy Jamesa. On z kolei przejmuje Ranę, uciekając jak najszybciej do Jeep'a, po czym odjeżdża na lotnisko. Nie ma czasu na porażki - każdy po kolei przeładował broń, udając się na wyznaczone miejsca. Nim dotarłem do swojego, dostałem MMS'a.


(Tłum. "Jesteśmy w drodze".)

Uśmiechnąłem się sam do siebie, kontynuując bieg. Docierając do głównych drzwi budynku, rozejrzałem się na boki. Z lewej Daniel, z prawej Beau. W momencie zapiszczenia telefonów, rozwaliłem drzwi wykopem, kolejno wyciągając pistolety.


Zaskoczeni przyjaciele chłopaka nie zdążyli czegokolwiek zrobić, ponieważ zostali unieruchomieni na różne sposoby, przez moich przyjaciół. Brunetka zareagowała podobnie. James jeszcze czekał, by wypełnić swoje zadanie. 
- Załatwmy to tutaj i teraz, Dylan. Nie wtrącaj jej w to - wycelowałem w niego, bez problemu. 
- Zróbmy to chociaż jak za dawnych czasów - opróżnił swój model z magazynku, rzucając pustą broń bez naboi. Powtórzyłem po nim, chcąc jak najszybciej to zakończyć. Pozostała część uczestników wiedziała, że nie mogą się mieszać. To coś, co musimy we dwójkę rozwiązać.
- Mam jedną prośbę - spojrzałem w jego oczy - bij mnie do upadłego. Ja nie będę się bronić.
Oczy Higgins prawie wyszły z orbit, słysząc moją prośbę. Kiwnąłem do niej głową, uspokajając.
- Nie - zaprzeczył, uśmiechając się chytrze. - Bez obrony nie ma zabawy.
Podszedł do mnie, uderzając z pięści w twarz, a kiedy upadłem, zaczął kopać w brzuch. Czułem, jak wszystkie wnętrzności zmieniają swoje miejsce. Złapałem go za kostkę, pociągając, przez co, upadł. W tym czasie, ja wstałem robiąc to, czego ja doświadczyłem minutę temu.
Kilka minut później, tarzaliśmy się po glebie, okładając pięściami. 
To był ten moment. Yammouni niezauważalnie przechwycił Ranę, uciekając do wyjścia, ale...
- Dylan, ona ucieka! - krzyknął jeden z jego gangu, za co miałem ochotę go zabić. Oboje zwróciliśmy wzrok w tamtą stronę. Przeciwnik wykorzystując moją nieuwagę, zadał mi ponownie cios w okolice żeber, sam powstając oraz chwytając naładowaną spluwę. Sam traciłem przytomność, ze względu na potężne uderzenie, lecz zdążyłem usłyszeć krzyk Rany.
- Luke! - a później ogarnęła mnie ciemność.

***
Budząc się, nie wiedziałem, co mnie czeka. Wywiezienie na odludzie, szpital, przywiązanie do krzesła, a to jedna dziesiąta tego, co przyszło mi do głowy. Tak, czy siak, nie obawiałem się tego, ponieważ przy bólu, jaki obecnie odczuwałem, wolałbym umrzeć jak najszybciej. 
Otworzyłem oczy, pochłaniając rzeczywistość. Rozejrzałem się po budynku, rozpoznając twarze. Jedyną osobą, która nie była związana, byłem ja. Z tego, co zauważyłem, to byłem oparty o ramię Tristana po lewej, a po prawej siedział James. Moja próba powiedzenia czegokolwiek skończyła się zachłyśnięciem powietrza, co wywołało kaszel. Wszyscy jak na zawołanie skupili swoją uwagę na mnie.
- Poklepałbym cię po plecach, ale mam związane dłonie - rzucił żartem Yamounni. Chwyciłem się za żebra, bo każdy niekontrolowany ruch, zarówno jak ten kontrolowany, skutkował ogromnym bólem.
- Gdzie ona jest? - ledwo wykrztusiłem, patrząc po innych. Jeden po drugim, nie wiedzieli, co powiedzieć. Zobaczyłem też brak Luke'a. - I gdzie Luke?
- Matt, oni... - "te" słowa nie potrafiły przejść Jai'owi przez gardło, w jego oczach dostrzegłem łzy. Beau zdobył się na odwagę i wymówił wyjaśnienie, którego oczekiwałem.
- Oni ich zabrali jakieś trzy godziny temu.


***
Witam! :) 
Wow, nie było mnie tutaj ponad pięć tygodni! Ale już wyjaśniam, co się ze mną działo :)
Zacznijmy od początku.
Moja wena dosyć szybko wyparowała po poprzednim rozdziale, za każdym razem, kiedy przysiadałam do komputera, zatrzymywałam się i nie potrafiłam złożyć jednego zdania chociażby.
ALE JESTEM! :D 
Co oznacza, nowe rozdziały, częściej.
Co ja gadam... ZOSTAŁY TYLKO 3 ROZDZIAŁY + EPILOG DO KOŃCA TEJ CZĘŚCI! :)
Tak, tak... znowu zmieniam >_< Po prostu nie potrafiłabym ciągnąć tej fabuły dłużej, bo nie byłoby nic ciekawego.
Ale dobra.

Pytanka:
- Jak oceniacie rozdział?
- Tęskniliście za rozdziałami?
- Jakie uczucia wywołał ten rozdział w was?
- Będziecie chętni na II część?
- Ulubiona scena?
- Ulubiony cytat? 

I TYLE! :D

ROZDZIAŁ = 10 KOMENTARZY.
WRACAM NA STAŁE,
WIĘC LICZĘ NA WASZE KOMENTARZE
I OPINIE.
DO KOLEJNEGO ROZDZIAŁU!

~Wasza Autorka.

PS.W KOLEJNYM ROZDZIALE WIELE AKCJI, WIĘC OCZEKUJĘ WASZYCH OPINII I KOMENTARZY B|


5 komentarzy:

  1. Wybacz, że ten komentarz nie będzie zbyt treściwy z dwóch powodów
    a) starsznie trudno mi znaleźć czas
    b) mam zły humor, a nie chcę go psuć innym :)))
    Tak więc: ogromnie się cieszę, że w końcu udało ci się dodać rozdział :) Stęskniłam się za Raną, Mattem, Luke'iem i całą resztą! Co kilka dni sprawdzałam czy może jest rozdział, a ja nie dostałam powiadomienia, a potem okazywało się, że pustki...
    A teraz ta akcja z Luke'iem i Raną! Nic im nie będzie, mam nadzieję (a z drugiej strony liczę.., że coś im będzie, bo wtedy będzie się dużo działo :)) pokręcone, wiem)
    Ciekawi mnie jak Matt z resztą gangu zwieją. Bo to że zwieją, to pewne, innej opcji nie ma :))
    II część? Oczywiste, że będę czytać! Z komentowaniem może być słabiej (jak teraz), ale będę się starać.
    Czekam na next xx i co tu powiedzieć więcej?
    Zapraszam do mnie:
    [saved-fanfiction]
    [the-king-and-his-boy]
    @live_less

    OdpowiedzUsuń
  2. Powtarzam się, wiem, ale rozdział jak zwykle cudeńko, cudowny no po prostu ''MUAAA''. Cała akcja zmierza ku temu, czego bym nie chciała zobaczyć (mam na myśli, przeczytać). Wiesz chyba nawet dobrze ku czemu, ty sadysto jebany ;-; Nie pozwolę ci na to, a jak to zrobisz to obawiam się, że osobiście urwę ci głowę. Wracając, cała akcja jest w moim stylu, jest ryzyko śmierci, ogólny rozjeb bani itd. itp. KOCHAM *.* Mam nadzieję, że druga część będzie jeszcze lepsza niż ta i będzie oczywiście więcej krwi, flaków, głów na ścianach i wnętrzności na podłodze :3 Życzę dużo, dużo, dużo weny, bo chcę kolejny rozdział i to w natychmiastowym tempie !!! I w ogóle, zrobiłam sobie specjalną rzecz, która jest między innymi związana z tak wspaniałym powrotem (po tam iluś tam tygodniach) do pracy, słoneczko !!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jak zwykle cudny <3 Tęskniłam i to bardzo ale jest :3
    Cały czas inne te uczucia, było mi i smutno i byłam trochę zła na Ranę ale mniejsza z tym.
    Oczywiście że jestem chętna na II część, ja będę na pewno czytać :3
    Według mnie ostatnia scena najlepsza
    a Cytatu nie mam :c
    Ale ogólnie rozdział świetny. Czekam na następny rozdział:*

    OdpowiedzUsuń
  4. Najpierw masz wpier*ol za to że tak długo nie dodawałaś xd
    a teraz przejdźmy do rozdziału..
    jest naprawdę zajebisty!
    zaskoczyłaś! tęskniłam w ch*j :c
    ty się pytasz czy będę chętna na II część?
    no raczej nie inaczej! oczywiście że tak!!!
    ulubiony cytat:
    "jeśli dzieje się jej coś złego, nie mogę tutaj tak po prostu stać. Muszę być przy niej."
    najbardziej podobała mi się ostatnia scena biedny Matt :(
    bardzo mnie ciekawi co będzie dalej, jak potoczą się losy Rany,
    co zrobi Matt, Luke i cała reszta
    i gdzie zabrał ją ten cały chomik Dylan
    w ciągu dalszym nie wiem czy chce żeby Rana była z Mattem czy Luke'iem
    więc z takimi pytaniami nie do mnie xd
    proszę mi tu szybko pisać nexta! bo ja nie to cię wykastruje <3
    WENO PRZYBYWAJ!


    OdpowiedzUsuń
  5. DOBRA PIĘKNY ROZDZIAŁ :D CHCE WIECEJ WIECEJ WIECEJ WIECEJ ♥ ;*

    OdpowiedzUsuń