środa, 26 lutego 2014

Rozdział Trzynasty.




Polecam włączyć każdą
piosenkę, którą tutaj
podam, ponieważ
nadają nastroju.

Pojawiają się wulgaryzmy
oraz mogą pojawić się
treści/sceny drastyczne.




*Marcel*




Będę twoim bezpieczeństwem
Ty będziesz moją damą
Zostałem stworzony, 
by utrzymać ciepło twojego ciała
Ale jestem zimny niczym podmuch wiatru,
więc weź mnie w swoje ramiona.*

-Rana? Rana, słońce otwórz drzwi. - Prosiłem, delikatnie uderzając w nie. Jedyne co usłyszałem to cichy szloch. - Kochanie, proszę. - Zamek ustąpił, a ja wraz z moją kuzynką wkroczyliśmy do środka. Objąłem dziewczynę swoimi ramionami i szeptałem uspokajające swoje, a Jannet właśnie wzywała policję.
- Będą za chwilę. - Klęknęła obok nas.
- Słoneczko, będziesz musiała powiedzieć im co się stało, chcemy Ci tylko pomóc.. - Spokojnie mówiłem każdy wyraz, przytulając ją do siebie. Przytaknęła, powoli się uspokajając. Spojrzałem na kuzynkę. Była wystraszona, zdezorientowana i zdenerwowana, tak samo jak ja. Oboje nie wiedzieliśmy, co się stało. Jedynie Rana wiedziała. Jedyne co chcę wiedzieć, to to, czy coś jej ta osoba zrobiła.
- Czy ta osoba coś Ci zrobiła? - Odsunąłem ją delikatnie, zwracając wzrok na jej twarz. Kilka siniaków.
- Nic... nic poważnego. - Wydusiła z siebie, pomiędzy szlochem. Ponownie przyciągnąłem ją do siebie, a po chwili usłyszeliśmy syreny policyjne. Później wszystko działo się szybko.
Policja.
Przesłuchanie.
Zabezpieczenie dowodów.
Zapewnienie bezpieczeństwa.
Muszę przy niej być cały czas. Nie mogę jej opuścić.**

Wspomnienie sprzed dwóch tygodni powróciło jak bumerang, gdy siedziałem na apelu, w szkolnej auli, obok Rany i reszty. Ściskałem delikatnie jej rękę. Minęły dwa tygodnie, szkoła ustalała przez ten czas, czy nie będzie bezpieczniej na jakiś czas zamknąć szkołę. Dopóki sprawa się nie wyjaśni i nie złapią mordercy.
- Dobrze, więc uczniowie. Dokładnie wiecie, co dzieje się od jakiegoś czasu w Mystic Falls. Nie mamy na to wpływu, na jakiś czas zawieszamy szkołę. Jak na razie na dwa tygodnie, a później zobaczymy. - Przekazał dyrektor, stojąc na scenie. W rogu sceny stał jeden z funkcjonariuszy, a kilkoro innych było rozstawionych po całym pomieszczeniu. Atmosfera była, delikatnie rzecz ujmując napięta. Każdy się bał. Każdego mogło to spotkać, ale spotkało akurat Ranę. 



*Rana*


Co powiedziałam policji? Praktycznie wszystko. Oczywiście nie powiedziałam o Tristanie. Nie wiem, dlaczego. Uratował mnie. To nie było tak, że był w odpowiednim miejscu, czasie. Najwyraźniej od dłuższego czasu mnie śledził...
Sama nie wiem. Brałam pod uwagę wszystkie opcje. 
Od tamtego czasu też go nie widziałam. Może to lepiej? Nie wiem.
Wiem, jedno. Chcę i muszę zapomnieć o wszystkich wydarzeniach, które miały miejsce do tej pory. Pragnę spokojnego życia. Takiego jak przedtem. 
Nie chciałam o tym myśleć. Nie chciałam czegokolwiek analizować, rozgryzać, dowiadywać się. Marzę o spokoju.
Co powiedziałam Marcelowi? Wszystko. Nie potrafiłam tego trzymać w sobie. Pękłam. On powiedział o wszystkim reszcie. Nawet Jannet. 
Co prawda, nie byłam z tego zadowolona, ale wcześniej czy później musiałabym powiedzieć im też. Od tamtego włamania, mam stałą ochronę. Nie tylko policji, ale także mojego chłopaka. Nie odstępuje mnie na krok, a jeśli już to robi, to ktoś inny jest ze mną. Ktoś, czyli Jannet lub Vic z Hope, a nawet Matty. Wracając. Siedziałam na tym nudnym apelu, po mojej prawej Marcel, po lewej Hope, Victor, Matt. Nie spuszczali mnie z oka. Marcel zmienił się. Nie z charakteru, lecz z wyglądu. Nie miał już ulizanych włosów. Nie ubierał się już dawniej. Włosy zostawiał takie jak po przebudzeniu, ubierał się jak każda normalna osoba. Czy mi to przeszkadzało? Nie. Jeśli chciał to mógł, ja nie miałam zamiaru mu czegoś zakazywać i nakazywać. Teraz miał na sobie zwykłe jeans'y, biały T-shirt ukryty pod wymiętą koszulą, na to miał założoną niebieską bluzę z kapturem i kurtkę. Na jego głowie znajdowała się czapka. Zima wielkimi krokami zbliżała się. Był już początek listopada, było co raz zimnej, a wiatr wiał co raz częściej i mocniej. Budynek szkoły został dzisiaj wyłączony z ogrzewania, bo skoro i tak będzie zamknięty na najbliższy czas, to nie miało by to sensu. Ja nie miałam na sobie czegoś szczególnego. Zwykła koszulka moro, czerwone spodnie w czarną kratę, czarne glany. Do tego miałam na sobie jeans'ową kurtkę z naszywkami na plecach, i ćwiekami na ramionach, którą dostałam od Matt'a w ramach przeprosin. Kto by pomyślał? Na szyi wisiał naszyjnik z dwoma wisiorkami, a na ręce znajdowała się bransoletka z podobizną wilka. 



***
Po skończonym apelu, wyszliśmy ze szkoły i poszliśmy na parking. W tłumie uczniów, którzy chcieli znaleźć się jak najszybciej w domu, aby później odpocząć od szkoły, wypatrzyłam całą grupę "popularnych" i bogatych dzieciaków. Sasha jak zawsze przesadziła. Dosłownie. Założyła Różowy bezrękawnik, cienkie czarne legginsy, a na to tylko czarna marynarka. Typowe buty "emu" i czapka zimowa. Prędzej bym zamarzła. Maya i Taya, ubrały się tak samo. Z taką różnicą, że ta druga ubiera się bardziej sportowo i ją lubię. 
Cały czas trzymałam Marcela za rękę. W ogóle nie odstępował mnie na krok. Rodzice i przyjaciele z resztą też. Mniejsza o to. Jannet miała już dawno wyjechać z miasta, ale przywiązałyśmy się do siebie i namówiła mamę, aby tu mieszkać. Obecnie nie ma jej w Mystic Falls, ponieważ musiała wrócić z mamą do Manchesteru, aby spakować wszystkie swoje rzeczy i móc przeprowadzić się.
Dzisiaj wyjątkowo po szkole miałam być sama w domu. Czerwono - włosa wraz ze swoim chłopakiem musieli pilnować jego rodzeństwa, Styles wrócił do domu, żeby pomóc swojej mamie w wymianie mebli na nowe. 
Wracając. Podrzucona do domu przez Victora, podeszłam do drzwi i zaczęłam szukać kluczy w kieszeni. Irytując się co raz bardziej, usłyszałam samochód zatrzymujący się przed bramą. Odwróciłam się, po czym uśmiechnęłam, gdy zobaczyłam osobę wychodzącą z pojazdu.
- Co tutaj robisz? - Brunet wyciągnął z bagażnika kilka pudełek.
- Z tego co wiem, to masz zostać sama w domu, a ja na to nie pozwolę, więc jestem. - Podszedł do mnie, odwzajemniając uśmiech. 
- Czyj to był pomysł? - Mruknęłam otwierając drzwi, oraz wpuszczając go do środka.
- Mój, ale twój chłopak i reszta go poparli. - Odpowiedział, kładąc pudełka w kuchni. Pięknie pachnące pudełka, swoją drogą.
-I dlaczego ja nic o tym nie wiem? - Zadałam kolejne pytanie. Chłopak wzruszył ramionami.
- Nie wiem. Mieli Ci powiedzieć, ale najwyraźniej zapomnieli. - Odwiesił swoją kurtkę wieszak. Machnęłam ręką.
- Rozgość się, a ja pójdę wziąć prysznic i zaraz do ciebie wracam. - Oznajmiłam przyjacielowi i poszłam na górę. Gdy byłam pewna, że drzwi są zamknięte, a na piętrze nie ma nikogo prócz mnie, zdjęłam kurtkę. Skierowałam wzrok na swoją pokaleczoną rękę. Wróciłam do czegoś, do czego obiecałam sobie, że już nigdy nie wrócę. Czy Marcel wiedział? Tak, wiedział. Jakoś tydzień temu przypadkiem odsunął mi się rękaw i zauważył. Rozmawialiśmy dużo na ten temat. On obiecał nie mówić nikomu, a ja więcej tego nie robić. Oparłam swoje ręce o zlew, wzdychając. Podniosłam wzrok, spojrzałam w lustro. Nie byłam tą samą dziewczyną. Często zarywałam noce, więc miałam podkrążone oczy. Mój wzrok wyblakł i wyczytać można z niego było smutek, ból, bezradność, brak siły. Opuściłam trochę niżej wzrok, napotykając srebrną rzecz. Wzięłam ją do ręki przypatrując się. Przybliżyłam ostrze do ręki...
- Co ty do cholery robisz?! - Krzyknął Matt, wyrywając mi przedmiot z ręki, po czym wyrzucił go. Niekontrolowanie zaczęłam się trząść. Chłopak wziął mnie w swoje ramiona i przytulił z całej siły. Zaprowadził do pokoju, gdzie kontynuował czynność. 
- Nie możesz tego robić, nie możemy cię stracić, nie możemy... - Szeptał w moje włosy, aby mnie uspokoić. 
- Przepraszam. - Wyszlochałam w jego tors. Wiem, że muszę przestać. Jestem naprawdę głupia. Raniąc siebie, raniłam również bliskie mi osoby. Dopiero  Matt mi to uświadomił. Poczułam coś mokrego na swojej głowie.
- Matty, proszę nie płacz. - Wymruczałam.
- Nie mogę znieść myśli, że to robisz. Ja, Marcel, Hope, Victor, nawet Jannet nie potrafilibyśmy znieść myśli, że posunęłabyś się o krok dalej. - Fala płaczu wzrosła jeszcze bardziej, gdy to powiedział. Miał rację. Cholerną rację. Oni by bardziej ucierpieli. Pieprzona egoistka. Mówił mój umysł. 


***

- To wszystkie? - Zapytał, patrząc na mnie nieufnie.
- Tak. Jeśli mi nie wierzysz, możesz nawet przeszukać cały mój pokój i łazienkę. - Prychnęłam.
- Wolę mieć pewność. - Spakował wszystko do pudełka i zamknął, po czym wyrzucił do kosza. To koniec.


***

- Jesteśmy! - Zawołała mama wraz z moją siostrą z dołu. 
- Będę się zbierał. Jakby co, dzwoń. Telefon zawsze mam przy sobie. I pamiętaj. Koniec z tym. - Pożegnał się, gdy odprowadziłam go do drzwi.
- Wiem. Dziękuję. Za wszystko. - Przytuliliśmy się na pożegnanie i zamknęłam za nim drzwi. Weszłam do kuchni, w której mama przeglądała czasopismo. Vogue był jej ulubionym. Wertowała magazyn, szukając pewnie jakiegoś ciekawego artykułu.
- Coś się szykuje? - Oparłam się o futrynę. Podniosła głowę, a kilka jej brązowych kosmyków opadło na jej twarz. Moja mama była naprawdę piękną kobietą. Jej proste brąz włosy sięgały jej do łopatek. Końcówki włosów natomiast zakręcały się delikatnie w loki. Odpowiedniej wielkości usta, delikatne rysy twarzy i brązowe oczy, sprawiały, że wyglądała jak nastolatka. Nie raz już przypadkowi ludzie myśleli, że jesteśmy siostrami. Nie jesteśmy podobne, co prawda, ale wyglądało to tak, jakbyśmy były rodzeństwem. Kasztanowe oczy, okrywał wachlarz długich rzęs. Sylwetkę miała odpowiednią. Nie była za chuda, ani nie miała nadwagi, Jest jedną z tych osób, które wolą posiedzieć przed telewizją lub komputerem niż iść poćwiczyć czy pobiegać. 
- Tak, jutro przyjmuję pannę młodą i muszę się przygotować. - Oznajmiła, poprawiając włosy. Uśmiechnęła się w moją stronę. 
- Jak się czujesz? - Podeszłam do wysepki kuchennej.
- To raczej ja powinnam się Ciebie o to zapytać, nie sądzisz? - Zaśmiałyśmy się.
- Niby tak, ale ja Ciebie pytam. - Odpowiedziałam nadal się śmiejąc. Jej mina stała się poważna. - Więc jak?
- Usiądź. - Wskazała ręką krzesło naprzeciw niej. - Kilka dni temu byłam u lekarza. Moje... moje obawy potwierdziły się. Jestem... jestem w ciąży. - Ostatnie zdanie wyszeptała, a po jej policzku spłynęła łza.
-Ej, spokojnie. Nie płacz, mamo! Ciąża to nie choroba. Powinnaś się cieszyć. Płakać i martwić się to byś mogła gdybyś była chora na śmiertelną chorobę, a nie jesteś na jaką kolwiek chora. - Otarłam jej łzy i przytuliłam.
- Wiem. Po prostu boję się jak zareaguje twój ojciec. - Wytłumaczyła, uspokajając się.
- Myślę, że będzie się cieszył, że wkrótce na świat przyjdzie jego trzecie dziecko. - Powiedział ktoś za nami, a my gwałtownie się odwróciłyśmy. W miejscu, w którym wcześniej stałam ja, teraz stał mój tata. Wysoki, dobrze zbudowany, o miłych rysach twarzy, że tak go opiszę. Miał brązowe oczy, bardzo ciemno - brązowe włosy i zarost, który w niektórych miejscach już siwiał. Podszedł również do nas i przytulił mamę. 
- Zostawię Was samych. Porozmawiajcie na osobności, a ja pójdę spać. - Wyszłam spokojnym rokiem z kuchni. Będąc w pokoju, rzuciłam się na łóżko. 

Muzyka III

Gdy moja głowa spoczywała na poduszce, pod nią poczułam wibracje mojego telefonu i charakterystyczny dźwięk pzychodzącej wiadomości. Odszukałam urządzenie, byłam pewna, że to którejś z moich znajomych, lecz bardzo się pomyliłam.


(Tłum. Wiesz... w twojej obecnej sytuacji ona nie jest
bezpieczna. Chcesz ją chronić? Bądź grzeczna i wykonuj
moje polecenia.)


To jest jakiś cholerny żart! Niech to będzie sen. Proszę, niech to będzie kolejny koszmar, po którym obudzę się i wszystko będzie okej.

(Tłum. Co jeśli tego nie zrobię?)

(Tłum. Pożałujesz.)


Wstałam jak najszybciej z łóżka i podbiegłam do drzwi balkonowych, rozglądając się nerwowo. Pod jedną z jabłoni, której rosły poza naszą posesją, znajdowała się postać. Był to chłopak. Wysoki na metr osiemdziesiąt lub dziewięćdziesiąt. Umięśnione ciało, wskazywało na to, że dużo ćwiczył. Każda część jego ubioru była koloru czarnego. Widziałam, że wpatrywał się we mnie, chociaż nie mogłam dostrzec jego twarzy. Wyciągnął rękę z kieszeni, po czym pomachał mi swoim telefonem. Aż czułam, jak jego wredny uśmiech pojawia się na twarzy.
- Rana, śpisz ju... - Do mojego pokoju wszedł tata, więc szybko zasłoniłam zasłony i odwróciłam się w jego stronę.
- Nie, jeszcze nie. - Potarłam dłonią tył karku.
- Chciałem porozmawiać. - Usiadł na łóżku.
- Okej. Porozmawiajmy... - Chwyciłam krzesło obrotowe stojące przy biurku i przysunęłam bliżej opiekuna. - O co chodzi?
- Pomówmy o tobie i Marcelu. - Rozpoczął, a ja już wiedziałam dokąd zmierza ta rozmowa, więc tylko uniosłam brwi, dając mu do zrozumienia, żeby kontynuował. - Mam na myśli... no wiesz.. czy wy... - Powstrzymywałam się od parsknięcia śmiechem.
- Nie, tato. Nie sypiamy ze sobą. - Dokończyłam. - Jesteśmy razem zaledwie trzy miesiące. To za wcześnie. 
- Dzięki Bogu... to znaczy. Wiesz, martwimy się z mamą i w ogóle. - Zarumieniony tata to naprawdę rzadki widok.
- Tak, wiem. - Przytulił mnie oraz pocałował w czoło na dobranoc. Gdy wyszedł tylko z pokoju, szybko zamknęłam drzwi. Wróciłam do drzwi balkonowych, które odsłoniłam, lecz nikogo już nie zauważyłam.
Historia zatacza koło?



*Marcel*



Otworzyłem oczy. Siedziałem na stołówce w szkole. Sam. Chwilę później przysiadło się do mnie kilka osób. Chris, Sasha, Maya, Taya, Tom, Jeremy oraz kilka innych osób, które znałem tylko z widzenia. Przy stoliku, przy którym od jakiegoś czasu siadałem z Raną, Hope, Victorem czy Mattem stało stoisko. Co tu się do cholery stało?!
- Jak było na treningu? - Zapytała blondynka, całując mnie w policzek. Fuj.
- Jakim treningu? - Odpowiedziałem totalnie zmieszany.
- Och, Marcel. Piłki nożnej. Przecież jesteś liderem. - Zdziwiła się. Pociągnąłem ją za rękę, wstając od stołu i kierując się w stronę schowka woźnego, z którym wiązało się kilka wspomnień. Zamknąłem drzwi i zapaliłem światło. - Teraz, powiedz. Co tu się do cholery stało?! 
- Co masz na myśli? - Skrzyżowała ręce i oparła się o ścianę. 
- Wszystko! Gdzie jest Rana, Hope, Victor albo Matt!? - Nie mogłem się powstrzymać. Najchętniej rozwaliłbym wszystko co się tutaj znajdywało.
- Oni? Nie pamiętasz? Matt siedzi za morderstwa, Hope popełniła samobójstwo, a gdy Victor się dowiedział też się zabił. A Rana... - Tłumaczyła. Głos stanął mi w gardle. Nie potrafiłem nic z siebie wykrztusić.
- A Rana, co? - Wszeptałem ledwo słyszalnie, patrząc w dół. 
- A Rana została porwana. Do dzisiaj nikt nie wie, gdzie ona jest. Minęło sześć miesięcy Marcel. - Cały mój świat legł w gruzach. Kawałek po kawałku. Dziewczyna wyszła z pomieszczenia. Upadłem na kolana i niekontrolowanie zacząłem płakać. To niemożliwe. Niemożliwe.
Obudziłem się w nocy zalany potem. To był tylko koszmar. Bardzo realistyczny koszmar.



*Narracja trzecioosobowa*



- Zabiję tego gnoja! Zabiję! - Krzyczał chłopak, a Tristan rozbawiony siedział na krześle i nic nie mówił. Stary magazyn to idealna kryjówka, nieprawdaż?
- Bez przesady, stary. - Ledwo powstrzymywał śmiech.
- Bez przesady? Bez przesady?! Trist, gdybyś nie zauważył czegoś podejrzanego przed jej domem to teraz by była martwa! - Brunet nie szczędził sobie gardła.
- Tak, tak, wiem. Chronisz ją za wszelką cenę i prawdopodobnie każdy w tym mieście wie, że lepiej z tobą nie zadzierać, ale z drugiej strony chcą zrobić Ci na złość i próbują jej coś zrobić. A On nie przewidział, że masz kogoś na boku, czyli mnie. Więc jesteśmy praktycznie na wygranej pozycji. - Powiedział.
- No niby tak. Dziękuję. - Przybili sobie żółwika, a Evans wyciągnął ze skrzynki dwie butelki napoju alkoholowego. - Dzisiaj tylko jedno. Muszę być w pełni trzeźwy.
- Masz rację. Ja w sumie też. Tylko ta jedna butelka i zbieram się. - W sumie, kto po tak ciężkim dniu nie chciałby się napić piwa. Brunet dowiedział się dzisiejszego dnia wielu rzeczy, których nie przewidział i teraz pora na improwizację, a jak to mówi nie zawsze się uda. Kończąc spotkanie Tristan zatrzymał się jeszcze na chwilę przy swoim samochodzie.
- To znaczy, że dzisiaj mam noc wolną? - Mruknął, przeciągając się ze zmęczenia.
- Tak. Tej nocy ja się zajmę wszystkim. - Przeładował broń i schował ją, odpowiadając.
- Jak coś, to dzwoń. - Wsiadł do wozu i odjechał w stronę mieszkania. 



*Rana*


Nie mogłam zasnąć. Wierciłam się z boku na bok. Nie potrafiłam tego dłużej znieść, więc wyszłam z łóżka, ubrałam bluzę, buty, zabrałam telefon i postanowiłam wybrać się na spacer. Cicho zamknęłam drzwi swojego pokoju, a później wyjściowe. Włożyłam słuchawki do uszu i przechadzałam się beztrosko ulicami, nie wiedząc co mnie czeka.


***


Jestem idiotką. Totalną idiotką! Po cholerę ja wybierałam się na ten spacer! Zabłądziłam, a dokładniej zawędrowałam w stare dzielnice Mystic Falls. Robiło się co raz zimniej, więc bluza już nie wystarczała. Chcąc zobaczyć, która godzina, wyciągnęłam telefon. Rozładowany. Zajebiście! Jeszcze to! 
- Mówię Ci, to było... - Usłyszałam nieprzyjemne głosy, tutejszych mieszkańców, po czym skręciłam w pierwszy lepszy zakręt. Droga do pierwszej lepszej kamienicy. Wysokie budynki "połączone" ze sobą były sznurami na pranie, które wisiały na wielkich wysokościach, a na wielu z nich ubrania. Obniżyłam wzrok i napotkałam kształty jakiegoś człowieka. Podeszłam bliżej, tak cicho jak tylko potrafiłam. Nałożyłam na głowę kaptur, przystanęłam na chwilę. Poznałam tego chłopaka. 


Stał, opierając się o stojący obok budynku samochód. Zaciągał się papierosem, na którego chwilę później ja też miałam ochotę. Dawno nie paliłam. Chciałam podejść bliżej, ale wątpiłam czy był to najlepszy pomysł. Odwróciłam się i chciałam się wycofać.
- Co tutaj robisz, księżniczko? - Zatrzymał mnie w pół kroku. Ponownie wykonała odwrót, lecz tym razem podeszłam bliżej. - Zabłądziliśmy, co? - Na jego twarz wskoczył wredny uśmieszek. Delikatnie pokiwałam głową, zgadzając się. 
- Przypadkiem. - Mruknęłam, przyglądając się papierosowi.
- Chcesz? - Zapytał wyciągając paczkę.
- Nie, dzięki. Nie tym razem. - Potarłam swoje ramiona. Tristan wyrzucił końcówkę i przygniótł butem.
- Chodź, odwiozę Cię. - Wskazał ręką na pojazd, który po chwili był w drodze do domu.


***


Zatrzymał się pod bramą. Zapadła krępująca cisza.
- Dziękuję. - Popatrzałam w jego stronę.
- Za co? - Zaśmiał się delikatnie.
- Za wtedy. I za dzisiaj. - Odwzajemniłam uśmiech. - Ale powiedz... skąd wiedziałeś, że coś mi się stanie? Skąd ty w ogóle mnie znasz? - Zadawałam pytania chcąc znać odpowiedź. 
- Rana, nie wtrącaj się. To nie są sprawy, o których powinnaś wiedzieć. Dzisiaj nie powinno Cię tam być. W każdej chwili coś może Ci się stać. Byłem kiedyś taki jak ty. Głupi i chciałem znać odpowiedź na te pytania. Uwierz mi, dopóki nie wiesz o niczym, jesteś bezpieczna. - Podniósł delikatnie głos
- Mogę Ci zaufać? - Wzniosłam wzrok przed siebie.
- Jasne, że tak. Jestem tutaj, po to, żeby Cię chronić. - Chwycił moją rękę.
- Ktoś... ktoś wysłał mi dzisiaj SMS.  - Pokazałam mu telefon. Zmarszczył brwi i przyjrzał się urządzeniu.
- Nie przejmuj się. Wpadnę do Ciebie jutro i powiem Ci, co masz robić. - Oddał mi telefon, który schowałam do kieszeni.
- Dobranoc. 
- Dobranoc, księżniczko.


***
*Cytat z piosenki Kiss Me Ed'a Sheeran'a.
** Tekst pochylony to wspomnienie, sen lub cytat z piosenki :)
ASJKFNLDISOFJPOSDIJFOSDIJFOSD 
WITAJCIE! Więc tak.
Dzisiaj mija 6 miesięcy od kiedy pojawił się pierwszy rozdział! ASILDFUDHASIFUHDS
Po drugie cholernie się cieszęęęęęęęęęęęęęę, bo teraz rozdział jest dłuższy i cudowny! :)
Po trzecie, pewna rzecz mnie dobija.
Pod rozdziałem 11, było DWANAŚCIE komentarzy, a pod 12 rozdziałem? Sześć. No dzięki. Obiecaliście, że będziecie komentować i w ogóle i tak trochę no zawiodłam się na was. Więc proszę nooooo :C 

KOLEJNA SPRAWA!
Tutaj o macie rodziców Rany :)
Holly Marie Combs jako Marie Higgins.


Jeffrey Dean Morgan jako John Higgins.

Także no :D
ZAPRASZAM NA ASKA, NA KTÓRYM MOŻECIE ZADAWAĆ PYTANIA CO DO ROZDZIAŁÓW :) 

I TO NA TYLE! :) PAMIĘTAJCIE NOOO O KOMENTOWANIU :C 

JEŚLI PRZECZYTAŁEŚ ZOSTAW
PO SOBIE KOMENTARZ.
BĘDĘ WDZIĘCZNA KAŻDEJ OSOBIE,
PONIEWAŻ BARDZO MNIE TO MOTYWUJE :)
RÓWNIEŻ BĘDZIE MI MIŁO, GDY BĘDZIE ON
DŁUŻSZY NIŻ TYLKO "CUDOWNY" ITD. C:
DZIĘKUJĘ ZA KAŻDY KOMENTARZ!
PS. IM WIĘCEJ KOMENTARZY, TYM SZYBCIEJ
ROZDZIAŁY SIĘ POJAWIAJĄ. 
PS2. KOMENTUJ NAWET Z ANONIMKA
TYLKO PODPISZ SIĘ :) 

~Autorka. xx




9 komentarzy:

  1. kndjendjddfn kocham ten rozdział!
    tak dużo sie wydarzyło! A Rana powinna siedziec w domu bo nie wiadomo co się stanie..będę musiała sobie z nia porozmawiać xd
    i wgl..widze, że Marcel zaczyna się przemieniać :D
    uuuuu będzie sie działo:D
    Kocham Cię, nie mogę doczekać się kolejnego :D
    @jannet_1d

    OdpowiedzUsuń
  2. Pi prostu ideal....czekam z niecierpliwoscia na nexta @smieszka1d

    OdpowiedzUsuń
  3. OMG! Super rozdział tyle się działo. Chce wiedzieć po co oni ją chronią. Czekam na nexta!
    Sandra <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział, a sen Marcela sprawia, że ciarki chodzą po plecach!
    Tylko jedna rzecz mi się nie zgadza: na początku Rana ma rozładowany telefon, a potem pokazuje Tristanowi SMSa.
    Tak więc weny ci życzę do dalszego tworzenia takich rozdziałów!
    @husaria1698

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm. Powiem tak. Są dwie opcje.
      1.Możliwe, że pomyliłam się nie wiedząc o tym.
      2.A może Tristan miał w samochodzie ładowarkę samochodową i Rana podładowała go?
      Dziękuję i pozdrawiam. xx

      Usuń
    2. Ciekawa opcja :) Ja jeszcze dołożę 3. Jak wyłączysz na ok. 0,5h rozładowany telefon to potem jeszcze kilka minut bateria wytrzymuje :)
      @husaria1698

      Usuń
  5. O matko nie wiem jak skomentować. Boski, cudowny, wspaniały, świetny itp. Nie są w stanie opisać tego co czułam po przeczytaniu tej części. Czekam na następne. Buziaczki :****

    OdpowiedzUsuń
  6. asoidjspa9dasodjoas Cudooo! Zakochałam się w nim<3 Trochę późno go przeczytałam, ale niestety brak dostępu do komputera ;x Lecę zadawać ci teraz pytania na asku co do rozdziału, bo mam ich mnóstwo :D
    /Ans.

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej twój blog jest cudowny chociaż już to mówiłam :D
    Czekam na nexta dziś moje urodzinki yeah
    Sandra <3

    OdpowiedzUsuń