JEŚLI PRZECZYTAŁEŚ/AŚ
ROZDZIAŁ, SKOMENTUJ.
TO DLA MNIE WAŻNE.
NAWET ANONIMOWO.
*Marcel*
Na jak długo byliśmy tym
razem bezpieczni? Na jedną
godzinę, jedną noc czy może
na cały tydzień?*
Po tym bardzo realistycznym śnie, pierwsze co zrobiłem to próbowałem się dodzwonić do Rany. Dzwoniłem po raz kolejny i usłyszałem znów to samo.
- Osoba, do której dzwonisz ma wyłączony telefon bądź jest poza zasięgiem sieci... - Rozłączyłem się i zdesperowany pociągnąłem za końcówki włosów. Musiałem za wszelką cenę sprawdzić, czy wszystko jest z nią w porządku i czy jest bezpieczna. Ubrałem pierwszą lepszą bluzę, która leżała na krześle, po czym wyszedłem na balkon. Zszedłem po pergoli, która ze względu na nadchodzącą zimę była pusta. Czym szybciej ruszyłem w stronę jej domu.
***
Będąc przy jej domu zwolniłem, ponieważ musiałem zachować ciszę. Jak najszybciej dostałem się do ogródka, a z niego na jej balkon. Najpierw sprawdziłem, czy zostawiła drzwi balkonowe otwarte, bo niestety były zasłonięte i nic przez nie nie widziałem. Miałem rację, ponieważ delikatnie popchnąłem drzwi, które się same otworzyły. Odsłoniłem jedną część zasłon, po czym zamknąłem znowu drzwi. Pokój był pusty, a na jej stoliku paliła się jedynie lampka. To niemożliwe. Jak ten sen był możliwy? Łzy niekontrolowanie cisnęły mi się do oczu oraz zaczęło mi brakować powietrza. Wyszedłem ponownie na balkon i oparłem się o barierkę, powoli płacząc. W pewnej chwili zaprzestałem, bo zauważyłem samochód podjeżdżający pod dom państwa Higgins. Niecałą minutę później zobaczyłem wychodzącą Ranę. Co do cholery?
*Rana*
Wyszłam z samochodu, zamknęłam drzwi i skierowałam się w stronę domu. Całe moje ciało powoli drętwiało z zimna. Stojąc przy drzwiach, zdjęłam kaptur z głowy. Po chwilowym przeszukaniu wszystkich kieszeni, mogłam stwierdzić, że nie mam przy sobie kluczy. Najwyraźniej je zgubiłam. Rodzice mnie zabiją. Odsunęłam donicę, która stała obok drzwi, zabierając zza niej zapasowe klucze. Otworzyłam zamek i z powrotem wrzuciłam je na ich miejsce. Weszłam do środka, a stamtąd pokierowałam się prościusieńko do własnego pokoju. Otwierający się, drewniany prostokąt wydał z siebie delikatne skrzypnięcie, gdy otwarłam wejście do pokoju. Równie cicho zamknęłam go, lecz ponownie wydał z siebie uciążliwy dźwięk, na który przygryzłam wargę i ściągnęłam brwi. Odwróciłam się i zobaczyłam, że zasłony delikatnie powiewają na wietrze, co oznaczało, że wyjście jest otwarte. Niepewnie podeszłam do niej, rozsunęłam obie części, a moje serce przyśpieszyło. Na balkonie stał Marcel. Nie wierzyłam własnym oczom. Co on tutaj robi?
Otworzyłam drzwi, gestem ręki pokazując mu, że ma wejść. Gdy tylko zwróciłam się w jego stronę, chłopak przytulił mnie, a ja to odwzajemniłam.
- Gdzie ty byłaś? Coś ci się stało? Co to był za samochód? - Potok pytań wypływał z ust mojego chłopaka. Pociągnęłam go za rękę w stronę łóżka, po czym usadowiłam go na nim.
- Zaczekaj, dobrze? Wiem, że to bardzo ważna rozmowa, ale najpierw muszę wziąć ten pieprzony prysznic, bo zamarznę. - Powiedziałam, dając mu przelotnego całusa w usta.
***
Zakończyłam wszystkie czynności, które chociaż trochę pozwoliły mi się ogrzać i takim sposobem, kładłam się właśnie do łóżka.
- Okej, więc.. wyszłam sobie na spacer, bo nie mogłam zasnąć i jestem cholernie głupia. Zabłądziłam, mój telefon się rozładował, a ja nie znałam okolicy. Szłam i w pewnym momencie spotkałam kolegę, który postanowił mnie podwieźć do domu. Cała historia. - Wytłumaczyłam.
- Naprawdę, to głupie zachowanie z twojej strony. Zawsze mogło ci się coś stać, wiesz o tym? Rana nie możesz już tak więcej robić. - Mruknął Marcel w moje włosy, leżąc dokładnie obok mnie.
- Tak, wiem. - Podniosłam się do pozycji siedzącej. - Po prostu, ja większość swojego czasu od zawsze spędzałam na spacerach lub w lasach. Tam mogę się wyciszyć, odpocząć i na spokojnie pomyśleć. - Mówiłam, patrząc przed siebie.
- Rozumiem. Ja od zawsze miałem tak z biblioteką czy także lasami. - Chłopak przybrał tą samą pozycję co ja i objął mnie ramieniem. Usiadłam naprzeciw niego.
- Mój tata dzisiaj pytał się, czy ze sobą sypiamy.. - Zaczęłam dość niezręcznie. Marcel jedynie spojrzał na mnie jak na kosmitę.
- Naprawdę? Co mu powiedziałaś? - Przysunął się bliżej mnie.
- Prawdę. Powiedziałam, że nie, bo to za wcześnie i nie mamy zamiaru się śpieszyć. - Opuściłam głowę, śmiejąc się.
- Kocham Cię, wiesz? - Przyciągnął mnie do siebie, po czym znów położyliśmy się.
- Wiem, bo ja Ciebie też kocham. - Wtuliłam się w niego. Zasnęliśmy nawet nie wiedząc kiedy.
*Hope*
Wstałam po piątej rano, czując się cholernie źle. Nie przespałam większości nocy. Zasnęłam dopiero przed trzecią. Przepłakałam ją. Jeden moment, jedna decyzja, jeden test, dwie kreski. Siedząc na łóżku znowu zaczęłam płakać z bezsilności.
Jestem w ciąży.
Tak, to dziecko Victora, ale gdy on się o tym dowie, będzie chciał mnie zostawić.
Nie mogę, nie chcę i nie potrafiłabym usunąć tego dziecka, ale też nie chcę go stracić.
***
Późnym rankiem, czyli mniej więcej o dziesiątej postanowiłam porozmawiać z Raną. Mam nadzieję, że przynajmniej ona mi pomoże. Ubrałam się w najzwyklejsze przetarte jeans'y, szary t-shirt oraz bluzę w czarno - czerwoną kratę. Zeszłam na dół, gdzie ubrałam buty.
- Gdzieś wychodzisz? - Zapytała moja mama wychodząc z kuchni. Średniego wzrostu 40-letnia kobieta z czarnymi włosami. Rozpuszczone sięgały jej do ramion. Nie byłyśmy do siebie podobne, byłam bardziej podobna do ojca. Zawsze weekendy miała wolne, więc spędzała je do południa w domu lub na zakupach, a wieczory, w klubach. Chociaż nie zawsze. Wracając.
Wstała w progu, ze ścierką to znaczy, iż najprawdopodobniej robiła obiad.
- Tak. Idę do Rany. - Mruknęłam zawiązując sznurówki.
- O której wrócisz? - Westchnęłam.
- Nie wiem. Jak wrócę, to wrócę. - Odwróciłam się w jej stronę.
- Pozdrów jej rodziców. - Wróciła do swoich poprzednich czynności, a ja skierowałam się w stronę domu mojej przyjaciółki.
***
- Cześć, Hope. - Przywitał mnie tata Rany. Był dla mnie jak wujek i bardzo często go tak nazywałam.
- Dzień dobry. Jest może Rana w domu? - Wpuścił mnie do środka i przytaknął głową. Zdjęłam obuwie, udając się do odpowiedniego pokoju. Zapukałam. Słysząc "proszę" po prostu weszłam. Brunetka leżała na dywanie, głową do sufitu. Zapewne miała dzień typu "mam dosyć, zostawcie mnie w spokoju" czy "nie mam na nic ochoty".
- Dobry ruda. - Podniosła się, zwracając swój wzrok na mnie. Zamknęłam za sobą drzwi i usiadłam obok niej.
- Nie wiem czy taki dobry. Wręcz przeciwnie. - Przyjęłam jej poprzednią pozycję.
- Co jest? Pokłóciłaś się z mamą czy Victorem? - Spojrzałam na nią. Miała zmartwiony wyraz twarzy za każdym razem, gdy miałam zły dzień lub po prostu nie zaczął się dobrze. Wyczuwała takie rzeczy.
- Nie, nic z tych rzeczy. - Zdecydowałam się jednak usiąść. - To... coś o wiele gorszego. - Zaczęłam się rozglądać na wszystkie strony, próbując nie nawiązać kontaktu wzrokowego z Raną i nie rozpłakać się, chociaż oczy powoli zaczynały mnie piec.
- Hope, co ty zrobiłaś? - Przyjaciółka przysunęła się bliżej mnie, po chwili chwytając za ręce. W tej chwili wybuchłam płaczem, którego nie mogłam opanować. Rana przytuliła mnie do siebie, delikatnie nas kołysząc. Próbowała uspokoić, ale nie wychodziło jej to.
- Jestem w ciąży... - Wyszeptałam pomiędzy atakami płaczu. Dziewczyna mocniej mnie przytuliła, jednocześnie pozwalając wypłakać się.
Gdy trochę się uspokoiłam, odsunęłyśmy się od siebie.
- On wie? - Wytarłam oczy rękawami bluzy.
- Nie. Sama dowiedziałam się dopiero wczoraj. Jeśli on się o tym dowie, zostawi mnie. - Nigdy nie rozmawialiśmy z Victorem na takie tematy. Byliśmy po prostu za młodzi. Z resztą nadal jesteśmy. Nie damy sobie rady. Został nam jeszcze rok szkoły. A moja matka? Wyrzuci mnie z domu. To zbyt pewne.
- Kiedy mu powiesz? - Zadała kolejne pytanie.
- Chciałabym dzisiaj. Żeby być pewną na czym stoję. - Odpowiedziałam.
- Będzie dobrze. Jestem tego pewna słońce. On Cię kocha i nie zostawi. Vic taki nie jest, pamiętasz? - Podnosiła mnie na duchu.
- Pamiętam, ale większość chłopaków takich jest, a gdy przychodzi co do czego, to uciekają i zostawiają. - Oparłam się plecami o łóżko. Westchnęłam z braku sił.
- Nie. On taki nie jest. A jeśli Cię zostawi, to osobiście skopię mu tyłek, chociaż wątpię w to, że to zrobi. - Zaśmiałam się delikatnie na jej wypowiedź.
- Pójdę już. Muszę jeszcze z nim porozmawiać. - Wstałam z podłogi.
- Powodzenia. I pamiętaj, zadzwoń jak pogadasz z nim. - Przytuliłyśmy się na pożegnanie, a ja musiałam przygotować się do cholernie ważnej rozmowy, która w pewnym sensie decydowała o mojej przyszłości.
*Narracja trzecioosobowa*
- Niezła kolekcja. - Zaczepił brunet, chwytając w dłoń najnowszą broń
- Nic wielkiego. Można powiedzieć, że to praktycznie nic. - Odparł Tristan, podchodząc do chłopaka z tabletem.
- Nie bądź taki skromny. Odwaliłeś kawał dobrej roboty. - Pochwalił go.
- Whatever. - Mruknął. - Mam dla ciebie nową informację. - Chłopak przygryzł dolną wargę w zakłopotaniu.
- Jaką? - Jego przyjaciel podniósł brew.
- Więc... Hope jest w ciąży. - Brunet wypuścił z rąk trzymaną broń, która upadła na podłogę starego magazynu z hukiem.
- Co kurwa? W ciąży? - Nie dowierzał.
- Tak. Co zrobimy z tym faktem? - Tris podniósł dwururkę, która spadła na ziemię i odłożył ją wraz z urządzeniem na stół.
- Zakładamy jej silniejszą ochronę. Mamy szczęście, bo reszta dzisiaj wraca. - Westchnął brunet.
- Reszta? - Zdziwił się Evans.
- Brooks'owie, Sahyounie i Yammouni. - I nagle wszystkie wspomnienia wróciły. Od przedszkola, po gimnazjum. Niezapomniane akcje, za które nie raz płacili wolnością.
- Kogo będzie przydzielony do kogo? - Tablet ponownie wylądował w rękach chłopaka z delikatnymi lokami. Próbował nie okazywać radości z powrotu jego dawnych przyjaciół, lecz nie wychodziło mu to.
- Czy to ma większe znaczenie? - Zaśmiał się.
- Wątpię. Um.. jest jeszcze jedna sprawa. -
- Chcesz mnie jeszcze dobić Tristan? Śmiało. - Chłopak opadł na krzesło.
- Nie, to raczej nie psuje planów. - Poprawił włosy. - Wczoraj Rana wybrała się na spacer, zabłądziła. Znalazła się w mojej dzielnicy, więc uznałem, że moim obowiązkiem będzie odwiezienie jej do domu. Tak też zrobiłem, a na koniec dowiedziałem się, iż dostała wiadomość od kogoś, kto napisał jej coś w stylu "wykonuj moje zadania albo tego pożałujesz". Ta osoba, dowiedziała się jakimś cudem, że jej mama jest w ciąży i ma na nas haka. - Wytłumaczył Tristan.
- Pierdolony skurwysyn. To on pożałuje, jeśli zrobi cokolwiek. - Chłopak wstał, wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów, odpalił jednego i zaciągnął się. Po chwili wypuścił pierwszą chmurkę dymu nikotynowego. - Ale dobrze zrobiłeś.
- Też byś się tak zachował w mojej sytuacji. - Spojrzał na godzinę w telefonie, która wskazywała 12:31. - Muszę lecieć. Umówiłem się z handlarzem sprzętu monitorującego na spotkanie. Widzimy się wieczorem.
- Do wieczora. - Pożegnali się, po czym brunet załadował broń.
- Czy to ma większe znaczenie? - Zaśmiał się.
- Wątpię. Um.. jest jeszcze jedna sprawa. -
- Chcesz mnie jeszcze dobić Tristan? Śmiało. - Chłopak opadł na krzesło.
- Nie, to raczej nie psuje planów. - Poprawił włosy. - Wczoraj Rana wybrała się na spacer, zabłądziła. Znalazła się w mojej dzielnicy, więc uznałem, że moim obowiązkiem będzie odwiezienie jej do domu. Tak też zrobiłem, a na koniec dowiedziałem się, iż dostała wiadomość od kogoś, kto napisał jej coś w stylu "wykonuj moje zadania albo tego pożałujesz". Ta osoba, dowiedziała się jakimś cudem, że jej mama jest w ciąży i ma na nas haka. - Wytłumaczył Tristan.
- Pierdolony skurwysyn. To on pożałuje, jeśli zrobi cokolwiek. - Chłopak wstał, wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów, odpalił jednego i zaciągnął się. Po chwili wypuścił pierwszą chmurkę dymu nikotynowego. - Ale dobrze zrobiłeś.
- Też byś się tak zachował w mojej sytuacji. - Spojrzał na godzinę w telefonie, która wskazywała 12:31. - Muszę lecieć. Umówiłem się z handlarzem sprzętu monitorującego na spotkanie. Widzimy się wieczorem.
- Do wieczora. - Pożegnali się, po czym brunet załadował broń.
*Taya*
Siedziałam sobie spokojnie w pokoju dopóki moja siostra nie przyszła i nie kazała się ubrać. Włożyłam na siebie pierwszy lepszy czerwony t-shirt, luźne spodnie dresowe i moje ulubione Nike. W razie potrzeby zabrałam ze sobą plecak, a będąc przed lustrem założyłam kurtkę skórzaną. Maya wyszła ubrana natomiast przeciwnie do mnie. Czarna spódnica, czerwona koszula gościły na niej, a na jej stopach czerwone buty na platformie. Jak zawsze była umalowana.
- Gdzie my właściwie się wybieramy? - Usiadłam na sofie, będąc pewną, że jeszcze sobie na nią poczekam. Zostało jej jeszcze spakowanie swojej torebki, co jest dziwne, dzisiaj wyrobiła się szybciej lub po prostu wcześniej ją spakowała.
- Jedziemy z Sashą na zakupy. - Rzuciła mi klucze do czarnej Hondy Accord.
- I ja znowu mam robić za szofera? - Prychnęłam.
- Nie przesadzaj, zawsze z nami jeździłaś i nie było problemów. - Ubrała również skórzaną kurtkę i poprawiła włosy.
- Ugh, no dobra. - Zdenerwowana wyszłam z domu i odpaliłam samochód. Rozłożyłam jeszcze dach, ponieważ dziewczyny jak zawsze będą narzekać, że ich fryzury się zniszczą. Tak, więc wykonałam to co miałam, wsiadłam ponownie do pojazdu i włączając radio, czekałam aż Maya się ruszy. Dwie piosenki później raczyła się pojawić. Nie mówiłam już nic, tylko skierowałam się pod odpowiedni dom.
***
Na chodniku czekała już Sasha na której widok czasami miałam ochotę zwymiotować. Zdecydowanie ubierała się zbyt często na różowo. Tym razem miała na sobie różową bokserkę, na to różowy sweter, zwykłe jeans'y, czarne koturny. Na zgięciu łokcia torebka, która też była różowa, szyję zdobił naszyjnik z literką C, który dostała od Chris'a na ich rocznicę.
- Hej! - Przywitała nas, zajmując miejsce z tyłu. Maya odwzajemniła jej powitanie, a ja jedynie mruknęłam coś pod nosem.
- Hej! - Przywitała nas, zajmując miejsce z tyłu. Maya odwzajemniła jej powitanie, a ja jedynie mruknęłam coś pod nosem.
***
Po kilku godzinach spędzonych na wędrowaniu ze sklepu do sklepu, miałam dość. Kolejny sklep, a ja już miałam ochotę rzucić się na podłogę. Sasha zaczęła przeglądać sukienki na pierwszym lepszym wieszaku.
- Wiecie, mam pewien plan. - Rozpoczęła.
- Jaki? - Zadałam to pytanie z czystej grzeczności.
- Z Marcela zrobił się fajny chłopak, a on jest z tą suką, więc może zniszczymy ich związek? - Ją już chyba do końca pojebało. Co jak co, ale w tym momencie naprawdę się wkurwiłam.
- Sasha, dobrze się czujesz? To już przegięcie. - Wstałam z fotelu i wychodząc dodałam jeszcze. - Nie wiem co się z tobą stało, ale teraz naprawdę jesteś pojebana.
***
*Cytat z książki "U-38" autorstwa Max'a Valentiner'a.
*Cytat z książki "U-38" autorstwa Max'a Valentiner'a.
HELLO! Jak tam u Was miśki? Mi się rozdział no nawet podoba :) Mam nadzieję, że komentarzy będzie wiele, bo naprawdę proszę Was tylko o to. To zajmuje naprawdę niewiele czasu. PISZCIE CO O NIM SĄDZICIE! :D
PS. Tak, dzisiaj tak krótko xD
PS. Tak, dzisiaj tak krótko xD
JEŚLI PRZECZYTAŁEŚ/AŚ ROZDZIAŁ
ZOSTAW PO SOBIE KOMENTARZ.
DLA CIEBIE - CHWILA
DLA MNIE- MOTYWACJA, WIELKA MOTYWACJA.
NIE PROSZĘ KOCHANI O ZBYT WIELE.
TAK, WIĘC CZYTASZ = KOMENTUJESZ.
~Autorka.
Super...czekam na nexra;)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńmiśka
OdpowiedzUsuńto je zajebiocha *.* ale kurwus czemu ja tak długo musiałam czekać? z
następnym rozdziałem ja już cię przypilnuje! a tak wgl to kocham cię ;*
czekam na nexta!
No nareszcie!! :D Rozdział jest fjkafgkjfai *.* Ale wiesz na co ciągle czekam nie? haha <3 czekam z niecierpliwością na next!! :* /Martyna (Debil xD)
OdpowiedzUsuńw końcu:) rozdział cudny:*
OdpowiedzUsuńuuuuuuuuuuuu coraz więcej się dzieje :d i Hope w ciąży..zaskoczyłaś mnie i to bardzo! nie mogę doczekac się kolejnego!
OdpowiedzUsuńkocham Cię
@jannet_1d <3
Matko, jak i kiedy? Hope w ciąży? Nie umiem się ogarnąć! Co mam jeszcze powiedzieć: trochę mi mało Rany i Marcela, ale ogólnie rozdział mi się podoba. Czekam na next!
OdpowiedzUsuń@husaria1698
Hej! No nareszcie, ja codziennie wchodziłam i sprawdzałam czy dodałaś ale wczoraj neta nie miałam. Rozdział super (jak zawsze) i czekam na nexta oby szybko się pojawił.
OdpowiedzUsuńSandra <3