poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Rozdział Pierwszy.



*Rana*

Kolejny rok. No niby są jeszcze wakacje. Zaledwie dwa dni wakacji. To śmieszne - jestem dopiero na drugim roku liceum, a czuję się jakbym była na ostatnim. Wiem, dziwne. Ale co ja mogę na to poradzić ? Ten rok będzie inny. Zdarzy się coś co zmieni moje życie. Tylko nie wiem, na lepsze czy gorsze ? Jedno wiem. Nie mogę się doczekać aż zobaczę Hope, Vic'a oraz Matt'a. Są moimi przyjaciółmi, których bym nie oddała za żadne skarby świata. W tym roku będę pomagała słabszym. Oczywiście nie chodzi mi tu o naukę, bo w niej sama bym potrzebowała pomocy. W szkole ja, Hope, Victor oraz Matthew mamy opinię tych, których należy się bać. Dlaczego ? Dlatego, że raz ja czy Victor byliśmy wplątani w bójki. To było dawno, a ja przeszłością się nie przejmuję. Mam na myśli "kujonów" i "gnębionych". Teraz to ich prześladowcy będą "gnębieni".
*Następny dzień*
Obudziłam się i spojrzałam na zegarek. Godzina 8:34. Nie ma co. Jutro rozpoczęcie roku, a ja znowu wstałam późno. Patrzę na swój pokój. Fioletowe ściany, moje, duże dwuosobowe łóżko, po prawej stronie brązowe drewniane drzwi do wyjścia. Po lewej stronie drzwi na balkon. Na przeciwko mnie okno z parapetem, na którym tak uwielbiam siedzieć. Na ścianie po lewej stronie jest także mnóstwo zdjęć oprawionych w ramki przedstawiających mnie oraz Hope jako dzieci i troszkę później. Są także zdjęcia z rodzinką. Następne fotografie przedstawiają okres przedszkolny, szkolny, gimnazjalny oraz teraz Liceum. Z taką tylko różnicą, że te zdjęcia są już z Victor'em i Matt'em. Uwielbiam ich. Na ścianie za mną jest masa plakatów moich ulubionych zespołów i plakatów, które H. zrobiła dla mnie. Jest wielką artystką, ale to "ukrywa". Według mnie niepotrzebnie. I tak każdy ze szkoły o tym wie. Wracając. Wstałam z łóżka, zabrałam ubrania i udałam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i się przebrałam. Schodząc na dół patrzę na ściany. Zdjęcia moje i Alice oraz moje, jej i rodziców. Szczęśliwa rodzina ? Oni uważają, że tak. Niby tak. Ale czasami nie wytrzymuję przy ich podejściu do życia. Zbyt pozytywne. Ja jestem realistką i dobrze. Podeszłam do lodówki i wyjęłam wczorajszą pizzę. Odgrzałam w mikrofalówce i zjadłam. Patrzę przez okno. Pogoda idealna na jazdę na desce. Założyłam buty i już miałam wychodzić gdyby nie... kartka. Na stole w kuchni leżała kartka, a ja jej wcześniej nie zauważyłam. Podniosłam i przeczytałam.

Tata już pojechał do pracy. Ja i Alice pojechałyśmy do babci i nie chciałyśmy Cię budzić. Wrócimy o 18:00. Kocham i całuję
~Mama xoxo.

Spojrzałam na zegarek elektroniczny. Jest dopiero 11:03. Mam jeszcze niecałe siedem godzin. Kartkę zgniotłam i wyrzuciłam, zabrałam z przedpokoju deskę i wyszłam. Zamknęłam drzwi na klucz po czym wskoczyłam na moją przyjaciółkę i pognałam na rampy. Każdy mnie tam znał, więc nie miałam czym się martwić. Mijałam wielu ludzi. Każda osoba inna. Każda ma swoją, inną historię. Nie każdy ją zrozumie. W dziesięć minut dojechałam do ramp. Jak zawsze kilka osób. Chwilę z nimi porozmawiałam i jeździłam. Po trzech godzinach jazdy i wygłupów z przypadkowymi ludźmi postanowiłam wrócić do domu. Weszłam do domu, zdjęłam buty oraz czapkę, którą zawiesiłam na wieszaku. Pewnie zapytacie, od kiedy jeżdżę ? Od kiedy pierwszy raz postawiłam stopę na desce minęło już prawie pięć lat. Szmat czasu. Udałam się do kuchni, po czym zrobiłam sobie kanapkę i napiłam się soku. Kolejny szybki prysznic też po chwili miałam z głowy. Padłam na łóżko. W sumie jestem trochę zmęczona, więc mała drzemka dobrze mi zrobi...

*Dwie godziny później*

Obudziło mnie szczekanie psa sąsiadów. Sama bym chciała go mieć, ale rodzice (czyt. mama) nie chce się zgodzić. Po raz pierwszy w życiu moje włosy po wstaniu z łóżka nie wyglądały jak szopa. Jest dopiero 16:13, a na dworze jest ciemno. Zbiera się na deszcz. Postanowiłam wybrać się na spacer. Ubrałam bluzę z kapturem, czarne converse i przejrzałam się w lustrze (tak wygląda całość : http://www.polyvore.com/cgi/set?id=92406341&.locale=pl ). Zamknęłam drzwi na klucz i ruszyłam...

*Jakiś czas później*
Włącz : http://www.rainymood.com/
Chodziłam tak bez celu po mieście.  Zaczął z nieba padać deszcz. Wszyscy uciekali, ale nie ja. Uwielbiam rozmyślać w takiej pogodzie. Szłam chodnikiem, mijałam wielu ludzi. Uciekających do domów, kawiarenek czy sklepów. Właśnie przechodziłam obok pewnego zaułka, gdy usłyszałam z niego głośny śmiech. Pewnie kolejne osoby chcą komuś wpierdolić. Żadna nowość. Postanowiłam podejść do nich. Wiem, jestem głupia, ale przynajmniej mogę jakość pomóc. Grupka "koksów" z mojej szkoły i jeden "kujon". Kompletnie nie ma szans. Kolejny wybuch śmiechu.
- Nie ładnie to tak dręczyć bezbronnych. - odezwałam się i od razu wszyscy spojrzeli na mnie. Wśród nich był Chris. Typowy szkolny dręczyciel. Niestety mój były chłopak. Nadal nie rozumiem jak mogłam z nim chodzić. Byłam głupia.
- Ooo, Rana. Co za miłe spotkanie. - Dopiero teraz zauważyłam, że dręczyli Marcela. Jednego z "kujonów". Miałam już nawet plan.
- No nie wiem czy takie miłe. - warknęłam. - Zostawcie go w spokoju.
- Nie wierzę. Czyżby to był twój nowy chłoptaś ? - dogryzł mi Chris.
- A co zazdrosny ? - odpowiedziałam podnosząc brew do góry.
- Żartujesz sobie ? O kogo ? - odparł śmiejąc się.
- A żebyś wiedział. - powiedziałam, po czym chwyciłam Marcela za rękę. Sam Marcel zdziwiony był tym, ale, gdy oni od razu odwrócili się i poszli, ja puściłam jego rękę.
- Następnym razem uważaj na nich, Marcel.- powiedziałam i zaczęłam odchodzić.
- Skąd znasz moje imię ?! - krzyknął. Odwróciłam się do niego z uśmiechem na ustach.
- Chodzimy razem do szkoły, więc Ciebie znam. Do zobaczenia ! - Uśmiana odwróciłam się i pobiegłam do domu, ale zanim to zrobiłam usłyszałam.
- Do zobaczenia, Rana !
*Chwilę później*

Wbiegłam do domu. Rodzice wraz z Alice byli już w domu.
- Gdzie ty się włóczyłaś ?! - od progu napadła mnie mama.
- Poszłam na spacer, ale straciłam rachubę czasu. - odpowiedziałam na spokojnie.
- Mam nadzieję, że nie będziesz chora. Jesteś przemoczona do suchej nitki! - już wiecie dlaczego jej podejście mnie denerwuje ?
- Nie przesadzaj Kochanie, każdy musi czasami pomyśleć w samotności. - do rozmowy włączył się mój tata.
- Rozumiem, ale jutro jest początek roku i nie chcę, aby Rana była chora.
- Nie będę. Mam dobrą odporność. Jeśli pozwolicie to pójdę spać, bo jestem zmęczona i nie mamo nie jestem głodna. - powiedziałam to po czym powędrowałam na górę.
Nie miałam sił, więc wykonałam szybki prysznic i przebrałam się w piżamę ( http://www.polyvore.com/cgi/set?id=92430362&.locale=pl ). Po chwili już leżałam w łóżku i zasypiałam. Jutro zapowiada się ciekawy dzień.
_______________________________________________
Pierwszy rozdział za nami. Kolejny przewiduję na piątek ;) Zapraszam do komentowania, obserwowania i polecania bloga znajomym :>

3 komentarze:

  1. Ciekawie się zapowiada i do tego Marcel *__* kocham go po prostu <3

    OdpowiedzUsuń
  2. kasdjksdjdskjfhdsjf biorę sie za drugi rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaczyna się zachęcająco :) Zwłaszcza, że zdecydowałaś się na MARCELA C: Uwielbiam GO !!!
    Okay, lecę dalej z czytaniem C:

    OdpowiedzUsuń