sobota, 31 sierpnia 2013

Rozdział Drugi.


*Rana*

Wstałam o 5:03. Inni pomyślą sobie, że jestem dziwna. Nie. Ja po prostu wolę wcześniej wstać i sobie poleżeć. Mam tak od zawsze. A wracając. Jest godzina 6:15. Wstałam, pościeliłam łóżko i udałam się do łazienki. Prysznic, poranna toaleta i przebranie się. Ubrałam T-shirt z koszulką Nirvany (tak słucham tego zespołu.), na to czerwona koszula rozpięta, czarne rurki. Zeszłam na dół. Co dziwne, rodziców nie było tylko Alice.
-Gdzie są rodzice ? - zapytałam na wejściu. Ali oglądała telewizję, a gdy odezwałam się, odwróciła się.
- Pojechali do pracy. Powiedzieli, że ty masz mnie odprowadzić do szkoły. Nie masz nic przeciwko ? - odpowiedziała. Mogli mnie uprzedzić.
- Nie mam nic przeciwko. Odprowadzę Cię tylko zjem śniadanie, okej ? - Ali jedynie pokręciła głową na "tak". Popatrzyłam na zegarek. Godzina 7:23. Jeszcze jest czas. Zrobiłam sobie płatki i je zjadłam. Do szkoły jest zaledwie 15 minut drogi.
- Ali zbieraj się, zaraz wychodzimy. - powiedziałam do siostry po czym sama poszłam do góry po plecak. Niestety plecak, bo moja torba jest w praniu. Nic innego mi nie zostało. Porwałam plecak po czym zbiegłam na dół. Alice była już ubrana, ja szybko wciągnęłam na nogi swoje wyższe buty z ćwiekami. Dziesięć minut później Ali wchodziła do szkoły, a ja maszerowałam dalej. Nie mogłam się doczekać dzisiejszego dnia w szkole, co dla mnie jest nowością. Wkroczyłam do szkoły. Każdy z każdym się witał. Gdy uczniowie zobaczyli mnie, wiedzieli, że mają się odsunąć. Nadal się mnie i reszty paczki bali. Może lepiej, żeby tak zostało? Inaczej reagowali pierwszoklasiści. Nie mieli pojęcia jak mają zareagować, więc zdziwieni także się odsuwali. Jednak niezbyt mnie to obchodziło. Szukałam ICH. Po chwili uśmiech sam wkradł mi się na twarz, a nogi same pobiegły w kierunku znajomych twarzy, które się już witały. To byli oni. Nic się nie zmienili. Zanim się obejrzałam byłam w objęciach Hope. Tak się za nią stęskniłam. Później Victor i na końcu Matt.
- Jak ja za Wami tęskniłam ! - radośnie krzyknęła Hope, po czym Vic objął ją ramieniem. Słodka z nich para.
- Ja również, ale nie musisz się tak wydzierać słońce. - uciszył ją delikatnym całusem Vic.
- Może wybralibyśmy się tak na apel powitalny gołąbki ? - zapytał Matt z uśmiechem na ustach. Odwzajemniłam go. Wszyscy przytaknęli po czym obraliśmy kierunek Aula. Dopiero teraz zauważyłam jak byli ubrani. Hope ubrała koszulę moro z ćwiekami, czarne legginsy, buty na wzór pirata, czarną czapkę i plecak moro. Jej ulubiony plecak i zresztą jedyny. Victor był ubrany podobnie do niej. Koszula moro, spodnie koloru kremowego, para glanów, czarny plecak i czapka. Ubrani jak dwie kropelki wody. Nie ma co. Jedyny Matthew był inaczej ubrany. Bardziej do mnie. T-shirt z napisem "Team Dixon" (oboje uwielbiamy The Walking Dead), rozpiętą, czerwoną koszulę, czarne jeans'y, parę czarnych glanów oraz swój wisiorek z czaszką, z którym się nie rozstaje na krok. Choćbyśmy się umówili. Do auli doszliśmy w 5 minut. Ludzie się już zbierali. My usiedliśmy w ostatnim rzędzie, gdyby chcieliśmy się zwinąć z apelu. Już nie raz tak robiliśmy. Żadna nowość. Po chwili ujrzałam Chrisa. Nie był jakoś specjalnie wystrojony. Biała bluzka, czarne rureczki, skórzana kurtka, torba na trening i buty. Taki pedałek. Nie pytajcie czemu z nim chodziłam, bo sama nie wiem. Do niego zbliżały się "laleczki barbie", jak to ja je nazywam. Chodzi mi o Sashę, Tay'ę i May'ę. Sasha była ubrana w sukienkę, szpilki, miała na głowie okulary, kolczyki, bransoletki z zegarkiem i to wszystko w kolorze różowym. Jedynie marynarka była biała w różowe kwiatki. Jej blond włosy były zaplecione w warkocza, miała ostry, różowy makijaż. Żygam różowym. Maya była bardzo do niej podobna. Różowa sukieneczka, czarne koturny, czarne bolerko, również czarna torebka, naszyjnik z kokardką i różowe bransoletki. Kolejna barbie. Taya natomiast troszeczkę inaczej wyglądała. Sukienka łososiowa z czarną koronką, tego samego koloru koturny, czarna marynarka, torebka i bransoletki. Także ostry makijaż, a usta zrobione tylko błyszczykiem. Typowe barbie. Sasha przylepiła się do swojego chłopaka. Tak, Chris'a. Są razem, ale mnie naprawdę to nie wzrusza. Oni myślą, że się tym przejmuję. Jednak jest przeciwnie, naprawdę. Interesuję mnie choćby zeszłoroczny deszcz. Na scenie, za kurtyną, zobaczyłam Rose. Taka cicha myszka, kujonka. Znam ją, bo z nią siedzę na biologii. Fajna dziewczyna tylko bardzo nieśmiała. Była ubrana w białą koszulę, bez rękawów z wstążką. Miała na sobie również czarną marynarkę, spódnicę, baletki i zawieszoną na ramieniu torbę, także czarną. Jej włosy były upięte w wysokiego koka. Ładnie to wyglądało. Spojrzałam na moich przyjaciół. Patrzeli na mnie zmartwionym wzrokiem.
- Dobrze się czujecie ? - Zapytałam ich ze zdziwioną miną.
- Yyy... tak ? - Odpowiedziała Hope. - Tylko tak patrzysz na każdego choćbyś była chora. - Dokończyła.
- Dobrze się czuję. Po prostu patrzę kto jak jest ubrany. - Odpowiedziałam jej. - Nic mi nie jest. - Teraz to ja dokończyłam.
- Okej. - Powiedział Matt.
Każdy zamilknął, po czym wszystkie oczy skierowały się w stronę sceny, gdzie właśnie swój monolog zaczął pan dyrektor.
- Witam kochaną młodzieży ! - Po sali rozniosły się brawa i oklaski. - Witam klasy pierwsze oraz te, które są już na drugim bądź trzecim roku nauki w naszej szkole. Mam nadzieję, że drogie starsze klasy przyjmiecie naszych nowych uczniów serdecznie. - Powiedział z uśmiechem na twarzy. Następnie zaczął przedstawiać nauczycieli, wychowawców klas pierwszych, drugich i trzecich. Jak co roku. Zastanawiało mnie, gdzie jest do cholery Marcel ?! Przecież on zawsze w rogu sceny spogląda na uczniów przez te swoje okulary. Dziwne. A nie! Jest za kurtyną z Rose. Pasują do siebie.
*Dwie godziny później*
Po tym całym apelu, rozejściu do klas i rozdaniem planu lekcji postanowiliśmy z Hope, Victor'em i Matt'em, że pójdziemy do nas. Pewnie babcia Victor'a odebrała Alice, jego rodzeństwo i rodzeństwo Matt'a ze szkoły i przedszkola po czym odprowadziła do domów. Jak zawsze. Alice miała klucze, więc pewnie już jest w domu. Gdy szliśmy tak sobie do mojego domu, po drugiej stronie szedł Marcel. Nic by mnie nie zdziwiło, gdyby nie to z kim on szedł. Szedł on z...
______________________________________________
Kolejny za nami. Ten rozdział troszeczkę jest nudny, ale obiecuję, że w następnym akcja bardziej się rozwinie :) Następny rozdział w poniedziałek c;
~Pajka.

2 komentarze:

  1. no wiesz..w takim momencie! chyba Cię zabiję! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. AAAAAAA!!!! Czemu ucięłaś tak nagle?!
    Bawi cię doprowadzanie ludzi do zawału ?! =,=''
    Nie ładnie C:

    OdpowiedzUsuń