CZYTASZ = KOMENTUJESZ.
Przeczytaj notkę pod rozdziałem.
Muzyka I
*Rana*
Od czasu do czasu zawiał wiatr. Było zimno, nawet bardzo, ale to nie powstrzymywało nas w spacerowaniu. Zaczęły z nieba spadać białe śnieżynki. Już pora na śnieg? No to nieźle.
Atmosfera między nami? Czysto przyjacielska. Rozmawialiśmy jak starzy, dobrzy przyjaciele.
- Powinniśmy już wracać. - Powiedział Stev, podczas spaceru.
- Masz rację, ta bluza nie jest zbyt ciepła. - Rzuciłam.
Zawróciliśmy w między czasie rozmawiając o wszystkim i o niczym. Nagle w kieszeni jego spodni, rozbrzmiała piosenka Breakeven zespołu The Script. Przyznaję, miał dobry gust.
- Co jest? Teraz? Stary... No dobra, skoro jest ważne to już wracam. Cześć. - Rozłączył się. Zostały mi zaledwie dwie ulice i będę w domu, dam radę.
- Przepraszam, że tak nagle, ale muszę iść do domu. To bardzo ważne. Tra..
- Tak, Steven. Trafię. - Uśmiechnęłam się.
- Dobranoc. - Na pożegnanie mnie przytulił. Odwróciłam się i ruszyłam.
Mijałam znajome mi domy, które stały tutaj kilka, kilkanaście bądź kilkadziesiąt lat. Wiele było odziedziczanych z pokolenia na pokolenie, ale wielka ilość też sprzedawana. Mystic Falls nie było małe, ale nie było również ogromne. Znajdowało się zaledwie dwie godziny od Londynu, a osoby, które opuszczały nasze miasto, robiły to tylko dlatego, że wolały mieszkać bliżej centrum.
Wracając.
Tym razem, gdy przeszłam obok boiska, było ono puste. Jedynie oświetlały je latarnie.
Zaraz. Boisko?
Okej, bez paniki. Skoro jestem przy szkole, to znaczy, że zostały mi więcej niż dwie ulice.
Cholera.
Opatuliłam się mocniej bluzą, po czym szłam dalej. Sprawdziłam telefon, lecz nie dostałam jakichkolwiek wiadomości.
Co było dziwne, jest zaledwie przed dwudziestą drugą, a na drodze są pustki.
W pewnym momencie usłyszałam za sobą kroki.
Całkowicie ogarnął mnie strach.
Zimne i nieprzyjemne dreszcze przebiegły po moim ciele.
Przyśpieszyłam kroku, jednak gdy ja to zrobiłam, ta osoba również.
Po chwili szybki krok zmienił się w bieg, a ja znajdowałam się co raz bliżej domu. Jedyny błąd, który popełniłam, to nie zauważenie wystającej kostki brukowej, przez którą przewróciłam się, upadając na trawnik. Nieznajomy wykorzystał to i podbiegł do mnie.
- Rana, wszystko okej? - Zdjął kaptur z głowy. Luke.
- Czy wszystko okej? Um, tak! Oczywiście! Wracam sobie do domu biegiem, bo myślę sobie, że jakiś psychol mnie goni! Cudownie, wszystko cudownie! - Wstałam lekko obolała, jak najszybciej kierując się do domu.
- Słuchaj, przepra... - Nie dokończył.
- Wszystko jedno. Co ty tutaj robisz? Nie mieszkasz w tej części miasta. - Urwałam temat. Właściwie... to gdzie on mieszka?
- Skąd możesz to wiedzieć? - Zmarszczył brwi, patrząc na mnie podejrzliwie.
- Może dlatego, że mieszkam tutaj od osiemnastu lat i ostatnimi czasy nie słyszałam, żeby ktokolwiek się wprowadzał? - Prychnęłam. W części Mystic Falls, w której ja mieszkałam, wszyscy się znali, była miła atmosfera i od razu każdy by wiedział, gdyby ktoś nowy się wprowadził.
- To prawda, nie mieszkam tutaj. Wiesz, moją magiczną szafą przenoszę się do Narnii. - Wybuchłam śmiechem, który za pewnie było można usłyszeć w okolicy kilometra. - O, czyli jednak da się Ciebie rozśmieszyć.
- Powiedzmy. - Doszliśmy pod mój dom. - To tutaj.
- Przepraszam, za moje wcześniejsze zachowanie w szkole. Nie wiedziałem, że masz chłopaka. - Uśmiechnęłam na wzmiankę o Marcelu.
- Nic się nie stało. Każdemu może się zdarzyć.
- Ran, Marcel dzwonił. - Przed dom wyszła moja siostra, przerywając naszą rozmowę.
- To ja będę się zbierał, dobranoc. - Zanim zdążyłam odpowiedzieć, chłopak zniknął z pola widzenia.
- Powinniśmy już wracać. - Powiedział Stev, podczas spaceru.
- Masz rację, ta bluza nie jest zbyt ciepła. - Rzuciłam.
Zawróciliśmy w między czasie rozmawiając o wszystkim i o niczym. Nagle w kieszeni jego spodni, rozbrzmiała piosenka Breakeven zespołu The Script. Przyznaję, miał dobry gust.
- Co jest? Teraz? Stary... No dobra, skoro jest ważne to już wracam. Cześć. - Rozłączył się. Zostały mi zaledwie dwie ulice i będę w domu, dam radę.
- Przepraszam, że tak nagle, ale muszę iść do domu. To bardzo ważne. Tra..
- Tak, Steven. Trafię. - Uśmiechnęłam się.
- Dobranoc. - Na pożegnanie mnie przytulił. Odwróciłam się i ruszyłam.
Mijałam znajome mi domy, które stały tutaj kilka, kilkanaście bądź kilkadziesiąt lat. Wiele było odziedziczanych z pokolenia na pokolenie, ale wielka ilość też sprzedawana. Mystic Falls nie było małe, ale nie było również ogromne. Znajdowało się zaledwie dwie godziny od Londynu, a osoby, które opuszczały nasze miasto, robiły to tylko dlatego, że wolały mieszkać bliżej centrum.
Wracając.
Tym razem, gdy przeszłam obok boiska, było ono puste. Jedynie oświetlały je latarnie.
Zaraz. Boisko?
Okej, bez paniki. Skoro jestem przy szkole, to znaczy, że zostały mi więcej niż dwie ulice.
Cholera.
Opatuliłam się mocniej bluzą, po czym szłam dalej. Sprawdziłam telefon, lecz nie dostałam jakichkolwiek wiadomości.
Co było dziwne, jest zaledwie przed dwudziestą drugą, a na drodze są pustki.
W pewnym momencie usłyszałam za sobą kroki.
Całkowicie ogarnął mnie strach.
Zimne i nieprzyjemne dreszcze przebiegły po moim ciele.
Przyśpieszyłam kroku, jednak gdy ja to zrobiłam, ta osoba również.
Po chwili szybki krok zmienił się w bieg, a ja znajdowałam się co raz bliżej domu. Jedyny błąd, który popełniłam, to nie zauważenie wystającej kostki brukowej, przez którą przewróciłam się, upadając na trawnik. Nieznajomy wykorzystał to i podbiegł do mnie.
- Rana, wszystko okej? - Zdjął kaptur z głowy. Luke.
- Czy wszystko okej? Um, tak! Oczywiście! Wracam sobie do domu biegiem, bo myślę sobie, że jakiś psychol mnie goni! Cudownie, wszystko cudownie! - Wstałam lekko obolała, jak najszybciej kierując się do domu.
- Słuchaj, przepra... - Nie dokończył.
- Wszystko jedno. Co ty tutaj robisz? Nie mieszkasz w tej części miasta. - Urwałam temat. Właściwie... to gdzie on mieszka?
- Skąd możesz to wiedzieć? - Zmarszczył brwi, patrząc na mnie podejrzliwie.
- Może dlatego, że mieszkam tutaj od osiemnastu lat i ostatnimi czasy nie słyszałam, żeby ktokolwiek się wprowadzał? - Prychnęłam. W części Mystic Falls, w której ja mieszkałam, wszyscy się znali, była miła atmosfera i od razu każdy by wiedział, gdyby ktoś nowy się wprowadził.
- To prawda, nie mieszkam tutaj. Wiesz, moją magiczną szafą przenoszę się do Narnii. - Wybuchłam śmiechem, który za pewnie było można usłyszeć w okolicy kilometra. - O, czyli jednak da się Ciebie rozśmieszyć.
- Powiedzmy. - Doszliśmy pod mój dom. - To tutaj.
- Przepraszam, za moje wcześniejsze zachowanie w szkole. Nie wiedziałem, że masz chłopaka. - Uśmiechnęłam na wzmiankę o Marcelu.
- Nic się nie stało. Każdemu może się zdarzyć.
- Ran, Marcel dzwonił. - Przed dom wyszła moja siostra, przerywając naszą rozmowę.
- To ja będę się zbierał, dobranoc. - Zanim zdążyłam odpowiedzieć, chłopak zniknął z pola widzenia.
***
Po rozmowie, wróciłam do pokoju. Zabrałam swoją piżamę, wybrałam kierunek łazienki. Po rozebraniu się, weszłam pod prysznic i wspominałam cały dzień.
- To jest Rana. Rana to nasz starszy brat Beau, przyjaciel Daniel, inaczej Skip i James, chodzi do klasy niżej. - Przedstawił Jai.
- Miło mi poznać, oryginalne imię. - Najstarszy z braci podał mi rękę, którą uścisnęłam. Dlaczego miałam wrażenie, że on mnie zna?
- Dobrze się czujesz? Marcel, jestem twoją dziewczyną, oczywiście, że z tobą pójdę. - Zaśmiałam się na jego pytanie.
- Różnie bywa. - Dołączył do mnie.
- Przepraszam, zagapiłam się. - Pomogłam tej osobie pozbierać wszystkie rzeczy. Był nią chłopak, dość wysoki o brązowych włosach. Skądś go kojarzyłam.
- Nic się nie stało, Rana.
Ten dzień nie należał do nudnych. Będąc gotową, wyszłam z pomieszczenia, przechodząc do sypialni. Położyłam się na łóżku, wspominając tym razem rozmowę ze Stevenem.
- Co miałeś na myśli mówiąc "Brooks'owie nie są tacy, na jakich wyglądają"? - Zapytałam.
- Po prostu... nie ważne. Im mniej wiesz, tym jesteś bardziej bezpieczna. - Odpowiedział. Mówił dokładnie jak Tristan, cholernie opiekuńczo i denerwująco.
- Steven... - Chciałam zacząć nalegać, ale on wiedząc co się szykuje, przerwał mi od razu.
- Nie powiem ci. Przykro mi, to dla twojego bezpieczeństwa.
Właśnie! Jeszcze nie spaliłam notesu.
Wyciągnęłam go z bluzy, siadając ponownie na łóżku. Po przeczytaniu wpisu, wyrywałam go i wkładałam do niszczarki, gdzie zmieniał się w kilka pasków. I było tak z każdym. Gdy dotarłam do pewnej notatki, zatrzymałam się.
Wpis 60.
29.11.2012r.
Pamiętniku.
Dziś zaczynam nowe życie. Bez Chrisa, trosk, krzywdy. Nowa, szczęśliwa ja. A to wszystko dzięki moim przyjaciołom.
Chociaż i tak tego nie przeczytacie, to bardzo Wam dziękuję.
PS. Rada dla przyszłej mnie? Nigdy nie krzywdź siebie dla chłopaka, bo wierz samej sobie - nie warto.
Uśmiechnęłam się, czytając to zdanie. Wtedy byłam mądrzejsza.
Resztę, nawet nie odczytując, zniszczyłam, żegnają się z marzeniami.
Nowa, szczęśliwa ja.
Wpis 60.
29.11.2012r.
Pamiętniku.
Dziś zaczynam nowe życie. Bez Chrisa, trosk, krzywdy. Nowa, szczęśliwa ja. A to wszystko dzięki moim przyjaciołom.
Chociaż i tak tego nie przeczytacie, to bardzo Wam dziękuję.
PS. Rada dla przyszłej mnie? Nigdy nie krzywdź siebie dla chłopaka, bo wierz samej sobie - nie warto.
Uśmiechnęłam się, czytając to zdanie. Wtedy byłam mądrzejsza.
Resztę, nawet nie odczytując, zniszczyłam, żegnają się z marzeniami.
Nowa, szczęśliwa ja.
*Kilka dni później**
*Narracja trzecioosobowa*
Ostatni tydzień był dość pracowity dla gangu Lockwood'a. Obserwowali Stevena, szukali informacji na jego temat i szykowali się do "misji". Jak to zabawnie brzmi.
Wróćmy jednak do naszej historii.
Był wieczór, około godziny dwudziestej pierwszej. Matt, Tristan, bracia Brooks'owie, James i Skip przygotowali się do spełnienia planu dotyczącego ich rzekomego problemu.
- Mamy mniej więcej pół godziny, później wychodzi na spacer. - Brunet nakazał każdemu wsiąść do samochodu, po czym skierowali się w stronę północnej części Mystic Falls.
***
Dokładnie trzydzieści minut później, Steven wyszedł z domu na spacer. Grupa zatrzymała samochód niedaleko jego miejsca zamieszkania. Wychodząc z samochodu tylko ustawili czasomierze i ruszyli w różnych kierunkach.
Chłopak nic nie podejrzewając, jak zawsze odwiedził całodobowy sklep, w którym kupił zapałki oraz woskowy wkład do znicza.
Zmierzał do cmentarza, na którym odwiedził babcię.
Wracając zastanawiał się nad wszystkim.
Niespodziewanie, poczuł silny ból w tyle głowy i upadł.
***
Obudził się przywiązany do drewnianego krzesła, obolały.
- Jednak żyje. - Wszyscy zgromadzili się wokół niego, jakby był czymś w rodzaju rzeźby.
- Co ja tu do kurwy nędzy robię? - Krzyknął będąc zdenerwowany, kogo zobaczył.
- Właściwie, to kończysz swój żywot. - Matt mrugnął do McQueen'a. Ten jedynie się zaśmiał.
- Śmiało. Zabij mnie, a później wykończ ją, skoro tylko na tym ci zależy skurwysynie. - Przyjaciele popatrzyli na niego zdziwieni. - Co się tak patrzycie?
- McQueen, posłuchaj. Teraz nie odwracaj kota ogonem. Wiemy, że to ty chcesz ją wykończyć, więc.. jakieś ostatnie życzenie? - Dziewiętnastolatek wymierzył bronią w jego stronę, bez jakichkolwiek emocji.
- Czekaj! Co?! Ja?! To wy się wokół niej kręcicie i chcecie ją unicestwić. - Odparł zdziwiony. - Przecież trzymacie się z O'Brien'em. Jesteście z jego gangu.
- Co ty pierdolisz? Kto to jest? - Stev westchnął.
- Opuść to. Najwyraźniej jesteśmy po tej samej stronie.
***
- Mogliście od razu mówić, że ty jesteś Lockwood. Szukałem cię, bo wiedziałem, że też ją chronisz, ale nie wiedziałem, że tak wyglądasz. - Potarł obolałe nadgarstki.
- Nie ważne. Wyjaśnij nam, kto to jest ten cały O'Brien.
- Okej. Dylan O'Brien, czyli twój wróg. Nie wiem, dlaczego o tym nie wiesz, ale mniejsza. To on chce zrobić krzywdę Ranie. Podobno chce zemsty. - Usadowił się na jednym z foteli.
- Zacznijmy od tego, że nie znam go. Miał może wcześniej jakieś inne nazwisko? - Przeczesał palcami włosy.
- Taa, jeśli się nie mylę to More. - More. Nazwisko mówiące samo za siebie. Stary, dobry przeciwnik Matta z młodszych lat.
- Cholera jasna! - Uderzył pięścią w stół. Złość buzowała w całym jego ciele. - Jest w mieście?
- Tak, ale nikt nie wie gdzie się znajduje.
- Tristan, masz dzisiaj nockę pod jej domem wraz z Luke'iem. Nie spuszczaj jej z oka, a rano podwieź Luke'a do szkoły. James, przeszukaj wszystkie akta policji i miasta z jego nazwiskiem. Nowym i wcześniejszym. Teraz. Jai pod dom Jannet, Beau do Hope, a Skip Victora. Do dzieła.
*Rana*
Ledwo żywa zwlekłam się z łóżka. Zegarek wskazywał godzinę ósmą dwadzieścia siedem, więc miałam jeszcze mnóstwo.. co?! Cholera, jestem spóźniona!
W ekspresowym tempie przygotowałam się do szkoły, bez śniadania, wybiegłam z domu, biegnąc do szkoły.
Do końca pierwszej lekcji zostało kilka minut, więc stwierdziłam, że zdążę jeszcze ogarnąć się w łazience. Przeszłam kilka korytarzy, ale wybrałam drogę na skróty przez męską szatnię.
Zatrzymałam się w połowie drogi, słysząc rozmowę.
- Luke, zrozum, że ja nie chcę, żeby było to samo co z Sam. Ona ma chłopaka i.. - Mówił Jai, lecz jego brat mu przerwał.
- Możesz skończyć? Tylko ją chronię. Nic więcej! - Trzasnął drzwiczkami swojej szafki.
- Wiesz, co ci powiem? Możesz okłamywać mnie, naszą matkę, przyjaciół albo kogokolwiek innego, ale nie okłamuj samego siebie. - Bliźniak spakował się i wyszedł, prawie mnie zauważając.
O co w tym wszystkim chodziło?
Ignorując to na tą chwilę, podreptałam do szafki, mojej. Zanim jednak do niej dotarłam, usłyszałam dzwonek. Nie przejmując się nim, znalazłam się na korytarzu, na którym była moja szafka.
Mój wzrok skierował się na dwójkę osób, rozmawiających. Sasha i Marcel. Blondynka spojrzała na mnie, po czym pocałowała chłopaka. On jednak się niczemu nie sprzeciwiał. Wręcz przeciwnie, stał i nic nie robił.
Wokół nich zebrał się tłum. W nim także Hope, Victor, Matt i reszta. Przyjaciółka wyglądała na zdziwioną, a gdy zobaczyła mnie pokręciła głową. Matt zareagował jako pierwszy. Próbował do mnie podejść. W tym samym momencie Styles odwrócił wzrok, który spotkał się z moim.
Nie wytrzymałam.
Łzy spłynęły po moich policzkach, jednak po chwili czułam ramiona oplatające mnie. Widząc, że mój, już były chłopak chce do mnie podejść, jak najszybciej odrzuciłam przyjaciela i wybiegłam ze szkoły.
To jednak go nie powstrzymało i pobiegł za mną.
- Rana, proszę wysłuchaj mnie. Daj mi to wytłumaczyć! - Wołał. Nie zatrzymałam się, jedynie, gdy chwycił nadgarstek oraz obrócił mnie w jego stronę.
- Wytłumaczyć?! Nie ma czego tłumaczyć! Widziałam wszystko! Chcesz dalej wciskać mi kity, że mnie kochasz? Że nie chcesz nikogo innego, a w następnej minucie całujesz się z Sashą?! - Z krzyku mój głos zmieniał się w szept.
- Kochanie, daj mi wytłumaczyć. - Przytulił mnie mocno do siebie. Przed szkołą zobaczyłam ich, przyjaciół. Przypominało mi to scenę z Chrisem. Tylko tym razem, nie popełnię tego samego błędu. - Chcesz po prostu zakończyć to, co pomiędzy nami jest?
Odsunęłam się od niego.
- Nie ma już "nas". - Wyszeptałam, odchodząc.
- Ran.. - Więcej nie usłyszałam. Pokręciłam głową, zanosząc się płaczem.
Wybrałam się nad mały staw, nad który przychodziłam kiedyś z Thicke'iem.
Telefon bez przerwy dzwonił, dlatego go wyłączyłam. Potrzebowałam w tej chwili spokoju, wyciszenia.
- Kocham cię. - Powiedział.
- Ja ciebie też kocham Marcel. - Oddałam uścisk.
Pieprzone wspomnienia.
Po kilku godzinach zastanawiania się, przemyśleń i wypaleniu około paczki papierosów, zdecydowałam się wrócić do domu. Włączyłam telefon, który zdążył zawiesić się kilka razy.
Mnóstwo połączeń i SMS'ów.
Czterdzieści siedem połączeń, siedemnaście wiadomości od Matta; pięćdziesiąt połączeń, trzydzieści jeden wiadomości od Hope; tyle samo od Victora; niezliczona ilość od Marcela i Jannet.
Przeczytałam zaledwie wiadomości, które wysłała mi przyjaciółka.
Trzynasta czterdzieści, dużo czasu. Po zastanowieniu się, wybrałam numer mojego sąsiada.
- Steven przy telefonie, cóż się stało sąsiadko? - Na mojej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech.
- Wiesz... potrzebuję towarzystwa. Prócz tego muszę ci skopać dupę, bo nie było cię w szkole. - Kopnęłam kilka kamieni. - Ta ławka, co zawsze?
- Będę. Daj mi dziesięć minut.
***
Przeszliśmy prawdopodobnie całe miasto. Rozmawiałam z mamą, powiedziałam jej, że wrócę późno. Było już grubo po dwudziestej trzeciej. Wracaliśmy już do domu, jakąś niezbyt ciekawą uliczką. Co chwilę, ktoś nas zaczepiał w celu przywitania się z chłopakiem, czyli najwyraźniej w tej części był znany. Ostatni zakręt, w którym było prawie pusto, nie licząc jednego chłopaka, opartego o ścianę.
- Proszę, proszę. Spodziewałem się was tutaj. - Zaczął mówić. Brunet, który szedł obok mnie, zatrzymał się, a jego mięśnie się napięły.
- Kim jesteś? - Wyszedł z ciemności, a chwilę później światło latarni oświetliło jego twarz.
- Dylan. Więc, Rana. Nie spodziewałem się, że Lockwood wybrał sobie aż tak piękną dziewczynę. - Popatrzałam na niego zdziwiona. - Oh, no tak. Nie wiesz, o czym mówię, ale to nie ważne. I tak już jest po tobie.
- Co.. - Nie zdążyłam dokończyć. Wyciągnął zza siebie broń, którą wycelował we mnie i oddał strzał. Zamknęłam oczy, aby nie czuć bólu, lecz on nie nastąpił. Ponownie otworzyłam oczy, aby zobaczyć Stevena, który pada na ziemię.
***
HEJ, CZOŁEM I KOLANEM! Witam :D Rozdział jest z delikatnym opóźnieniem, za co przepraszam :)
Jak wam się podobał? Ja nie narzekam, ale jest strasznie krótki.
Zaplanowałam również, że pod każdym rozdziałem <od teraz> będę dawała małe wskazówki.
WSKAZÓWKA NA DZIŚ:
A teraz.
- Co sądzicie o rozdziale?
- Wasza ulubiona scena/moment?
- Scena/moment, który sprawił, że chciało wam się płakać?
- Ulubiony cytat?
DO DZIEŁA! :D
POD TYM ROZDZIAŁEM MUSI
BYĆ CONAJMNIEJ 10 KOMENTARZY,
ABYM DODAŁA KOLEJNY ROZDZIAŁ.
10 KOMENTARZY = NOWY ROZDZIAŁ.
Trzymajcie się gorąco,
Kocham Was,
~Autorka.
Co? Nie! Dlaczego? Steven!
OdpowiedzUsuńCo? Nie! Dlaczego? Marcel!
Co? Nie! Dlaczego? Rana?!
Tak wiem, że moja reakcja jest bardzo logiczna i spójna i wgl, i w szczególe :)
Ale w końcu po tylu wydarzeniach mam prawo być nie ogarnięta! ,,Zwracaj uwagę na drobnostki"... to że upadł wcale nie znaczy, że nie żyje, prawda? Prawda? Wiem, lepiej nie robić złudnych nadzieji, ale nigdy nic nie wiadomo. Znaczy ty wiesz, my nie :)
Czekam na nexta!
@husaria1698
-Rozdział - wow! Ja nie mogę, z rozdziału na rozdział dzieje się coraz więcej i więcej. To zerwanie, nie wierzę, a potem to postrzelenie Stevena, znów tak niespodziewane! Moje feelsy kajsdhfksdhifuwfew
OdpowiedzUsuń-Wpis z pamiętnika <3
- Zerwanie Rany z Marcelem i postrzelenie Stevena :(
-"PS. Rada dla przyszłej mnie? Nigdy nie krzywdź siebie dla chłopaka, bo wierz samej sobie - nie warto."
Czekam na następny z niecierpliwością <3
+podobają mi się te 4 pytania, które pomagają nam - czytelnikom ocenić rozdział. Świetny pomysł!
++buziaczki :*
@pure_emotions_
Czemu ty mi to robisz? Nie kończ mi. Pisz. Ja chce dalej! Szybko! Teraz! Ejj no łysy chuju :c Czemu przerwałaś, ja tu strajkuje! :c Rozdział zajebisty :c Scena? Zerwanie, zdecydowanie, takie niespodziewane :) Zaskoczyłaś xd Płakać się chciało gdy pomyślałam sobie co ta dziewczyna może czuć, okropny ból, tyle przeżyła. Cytat? Nigdy nie krzywdź siebie dla chłopaka, bo wierz samej sobie - nie warto.
OdpowiedzUsuńps. Przerwałaś w takim momencie. Ja mam focha. Koniec kropka. Ale i tak czekam na nexta
xndcjdncvjdnvcnjd ooo mamoooo kocham cię! ten rozdział jest piękny sle i przerażający xd tak wiem dziwne połaczenie ale tak uważam! W ogóle....o co chodzi z tą Sashą ona nie moze rozwalić związku Rany i Marcel'a..tzn już to zrobiła ale oni musza ze sobą porozmawiać, przecież się kochają!
OdpowiedzUsuń'Opuść to. Najwyraźniej jesteśmy po tej samej stronie.' to mnie rozwaliło, na serio! już nie wiem co myśleć
błagam dodaj szybko kolejny rozdział *-*
kocham cię, @Jannet_1D <3
Tyle się wydarzyło.. nie wiem od czego zacząć... cudowny! Kocham Cię <3 wszystko świetnie, nie wiem co mi się najbardziej podoba i nie wiem czy mam ulubiony moment. Nie mogę uwierzyć że między Raną i Marcelem wszystko skończone :c czekam na kolejny niesamowity rozdział oby pojawił się szybko bo nie wiem czy wytrzymam!
OdpowiedzUsuńBoże Paja jak ja cię kocham!!!!!Rozdział wspaniały po prostu achhh xD. Cytat ''Czy wszystko okej? Um, tak! Oczywiście! Wracam sobie do domu biegiem, bo myślę sobie, że jakiś psychol mnie goni! Cudownie, wszystko cudownie!'' naprawdę rozdział booooski <3.Scena w któej chciało mi się płakać to Sasha i Marcel pocałunek na oczach Rany i jeszcze Steven który poświęcił się dla Rany takie słodkie <33 Mam takie pytanko czy Rana i Marcel wrócą do siebie?
OdpowiedzUsuńUhhh, czemu Rana nie dała wyjasnic Marcelowi? Własciwie gdybym ja byla na jej miejscu też nie postepowałabym logicznie i przemyślanie. Ale mniejsza o to. Steven oddał życie a Ranę! Jeju! Właściwie wolałabym aby okazało się, że przeżył.. Sądze, że Rana mogłaby miec wyrzuty sumienia i swiadomość, że to wszystko stało sie przez nią. Bedny Steven.. Anyway, rozdział znakomity, ccudowyny i w ogóle najlepszy.. Jak każdy inny. Nie mogę się doczekać kolejnego! Xx
OdpowiedzUsuńCo sądzę o rozdziale? MEGA! Po prostu jakoś tak działa na moje uczucia, że nie mogę się powstrzymać!
OdpowiedzUsuńUlubiona scena ? Cały rozdział !
Kiedy Rana zobaczyła Marcela ... to płakałam razem z nią :c
Cytatu nie mam ulubionego, bo wszystko jest świetne, ale ... zastanawiam mnie, dlaczego Luke tak szybko odszedł ...
No nic, to tyle.! :)
~Ans
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńKOCHAM TEN ROZDZIAŁ ASOIFIOASDFHUSDHFSDJH LECĘ CZYTAĆ NASTĘPNY <3
OdpowiedzUsuń