sobota, 12 kwietnia 2014

Rozdział Szesnasty.



CZYTASZ = KOMENTUJESZ.

Rozdział dedykowany Martynie, 
która obchodziła urodziny w poniedziałek.
Wszystkiego Najlepszego słońce!

Występują sceny nieodpowiednie
dla niektórych osób. Zanim zacznie
się taka scena - pojawi się informacja.
Również pojawi się, gdy się skończy.
+ mogą również pojawić się 
wulgaryzmy.

Muzyka I + Efekt.
(Polecam włączyć)


*Taya*



To już dzisiaj. Pożegnamy ją. Nie zasłużyła na tą śmierć, nie była niczemu winna.
Owszem, jak każdy popełniała błędy, ale jesteśmy ludźmi. Nic na to nie poradzimy.
Patrząc w okno, obserwowałam dzisiejszą pogodę. Deszcz nie przestawał padać już od kilku dni, a do tego dochodziła nie najwyższa temperatura. Już niedługo zacznie się grudzień, więc powoli musimy się dostosowywać do takiej pogody, czekając na gorsze warunki. Minęło zaledwie kilka dni od tamtego incydentu. Nie radziłam sobie. Przez cały ten czas nie było mnie w szkole, podobnie jak Sashy. Może to nie odpowiednie, ale śmierć mojej siostry zbliżyła nas do siebie. A Rana? Rozmawiałam z nią raz.
-Taya! Czekaj! - Wołała za mną brunetka.
- O, cześć. Rana, przepraszam, ale śpieszę się.. - Próbowałam zbyć ją i ominąć rozmowę, ale ona i tak by nie odpuściła.
- Wiem, co się stało. Na prawdę mi przykro. Wiem, że to tylko puste słowa, ale tak doprawdy jest. Nie chcę cię okłamywać. Chcę tylko powiedzieć, że nie ważne, która będzie godzina, jaki dzień czy pora, zawsze możesz do mnie przyjść, zadzwonić czy napisać. - Wytłumaczyła, a mi momentalnie w oczach pojawiły się łzy. Była niesamowitą osobą, nie często się takie zdarzają. Jest jak skarb.
- Cholernie ci dziękuję. - Przytuliłam ją, wypłakując się w ramię. (...)
Oddalając się od okna, podeszłam do krzesła, na którym miałam przygotowane wcześniej ubrania. Nie zostało mi wiele czasu. Przebrałam się w czarną koszulę z białym kołnierzem oraz czarne spodnie. Włosy związałam w kucyk, na rękę nałożyłam kilka bransoletek, a na palec, pierścionek. Do kieszeni spodni włożyłam wyciszony telefon, a na stopy włożyłam buty z delikatnym obcasem. 
- Tay, gotowa? - Do pokoju weszła moja mama.
- Um, tak. - Odpowiedziałam patrząc na nią.
- Chodź, musimy już iść. - Ubrałam czarną kurtkę, wzdychając i wychodząc z pokoju.


*Sasha*



-Sasha, Chris zaraz będzie, pośpiesz się! - Usłyszałam głos mojego taty dochodzący z dołu. Nawet nie wiedziałam, czy dam radę tam pójść. Musisz. 
Musiałam. Zaczęłam ubierać białą koszulę, czarne spodnie. Na górę zarzuciłam także czarny sweterek. Włosy upięłam, dekorując je wstążką w kolorze białym z czarnymi kropkami, która była związana w kokardę. Wykonałam delikatny jak na mnie makijaż, zabierając ze sobą torebkę i wkładając koturny.


*Narracja trzecioosobowa*



Cmentarz Mystic Falls. To tutaj zebrała się dzisiaj większość miasta, aby pożegnać Mayę Smith. Znajomi ze szkoły, nauczyciele, przyjaciele, rodzina byli obecni. Niebo płakało razem z żałobnikami, współczując im. Pasterz, będący przy uroczystości pożegnalnej, rozpoczął swą mowę, wraz z ustawieniem trumny obok miejsca, w którym miała za chwilę się pojawić. 
- Żegnamy dzisiaj wspaniałą córkę, siostrę, kuzynkę, wnuczkę, przyjaciółkę, znajomą i uczennicę, Mayę Smith. Odkąd pamiętam, była to porządna dziewczyna. Miła, uczynna. Zmarła będąc w ciężkim stanie, przez wypadek samochodowy. Nie zawiniła niczym. Módlmy się za tą córkę bożą, aby zaznała spoczynku po śmierci.


*Trzy tygodnie później, 
drugi tydzień grudnia 2013*


*Hope*


- Victor, proszę... - Łkałam, nie potrafiąc się opanować.
- Nie, Hope! Powinnaś powiedzieć mi od razu o takim czymś, a nie jakiś czas później! - Zakryłam twarz dłońmi.
- Myślisz, że to dla mnie łatwe?! Mam osiemnaście lat, szkołę do skończenia i dziecko w drodze! - Przekrzykiwaliśmy się z sekundy na sekundę co raz bardziej.
- Mam tego dosyć, okej?! Zróbmy... zróbmy sobie przerwę. - Powiedział, mentalnie uderzając mnie w twarz.
- Vic... - Próbowałam to jakoś odwrócić.
- Hope, niedługo. Jakiś czas, aby poukładać sobie wszystko. Obiecuję.
Powróciło do mnie wspomnienie rozmowy z przed trzech tygodni. Mówił, obiecywał, a nadal nie spełnił obietnic. Każdy dzień bez niego, tworzył jeszcze większą pustkę w środku. A czekać? Czekać będę dalej, bo odpuścić nie mam zamiaru. 
Nawet moja mama lepiej przyjęła tą wiadomość lepiej.
- Musimy porozmawiać. - Mruknęłam z naciskiem na pierwsze słowo.
- Słońce, nie mam teraz cza.. - Nie skończyła.
- Jestem w ciąży. - Długopis, który trzymała w ręce wypadł, jej głowa podniosła się, kierując wzrok w moim kierunku. Wstała od biurka i podeszła do mnie, wtulając się. Chwilę później, odsunęła się.
- Będzie dobrze. Damy radę. - Uśmiechnęła się do mnie, co odwzajemniłam.
- Dziękuję.
Szczerze powiedziawszy, nie wiedziałam, co teraz będzie. Mama okropnie się nakręciła na to, że będzie babcią. A Victor? Mijał mnie na korytarzach, nawet nie patrząc. Cały czas był zamyślony. Matt, Rana, Marcel wiedzieli, miałam potrzebę powiedzenia im. To znaczy, Rana wcześniej wiedziała, ale oni nie. Matty? Zachowywał się od dłuższego czasu dziwnie, ale gdy mu powiedziałam, zaczął się bardziej o mnie troszczyć, co było dziwne. 
Teraz, siedziałam przed telewizją "oglądając" film. Większość przegapiłam, myśląc. Sięgnęłam po telefon, sprawdzając go. Dziesięć nieodebranych połączeń i pięć wiadomości. Wszystko od Victora.


Nagle sobie przypomniał? Prychnęłam i rzuciłam telefon na sofę, wstając z niej. Zebrałam wszystkie naczynia, chcąc włożyć je zmywarki. Po wykonaniu czynności, zadzwonił dzwonek. Podeszłam do drzwi, przekręcając zamek. Za drzwiami stał mokry chłopak. Otworzyłam szerzej drzwi, wpuszczając go. 
- Nie odbierałaś telefonów, więc musiałem przyjechać. - Zdjął z głowy kaptur.
- Nagle sobie przypomniałeś? Jeśli zrobiłeś to tylko z wyrzutów sumienia to możesz...
- Nie! Nie zrobiłem tego z litości, czy wyrzutów. Kocham cię, okej? Kocham ciebie i te dziecko, które masz w sobie. Chcę z wami spędzić życie. Nie z nikim innym. Przepraszam, że przez ten cały czas zachowywałem się jak... - Przerwałam mu, całując go. Oplotłam ręce na jego szyi, a on położył swoje na moich biodrach.
- Ja ciebie też kocham. Nie rób tego więcej. - Wtuliłam się w niego, będąc wreszcie szczęśliwą.
Czyżby zaczął się okres szczęścia? 


*Marcel*


W pokoju panowałaby ciemność, gdyby nie dwie lampki, jedna na biurku, a druga na stoliku nocnym. Byłoby także cicho, lecz w tle włączona była piosenka Thirty Seconds To Mars Do or Die. Wraz z dziewczyną leżeliśmy na łóżku. Wpatrywaliśmy się w sufit, co chwilę wybuchając śmiechem. Rana miała naprawdę cudowny śmiech. Spojrzałem na nią, uśmiechając się. Cieszę się, że ją mam.
- Wiesz, że cię kocham, prawda? - Mruknąłem jej do ucha.
- Możliwe.. - Zaczęła się śmiać. Po chwili spoważniała, przybliżając się do mnie. Podparłem się łokciem, zbliżając drugą dłoń do jej policzka, po czym zacząłem go gładzić. Zamknęła na chwilę oczy, oddając się przyjemnej czynności. Chwilę później, poczułem czyjeś usta na swoich. Całowały z delikatnością, a ja każdy pocałunek oddawałem. Nie ważne, ile razy bym się z nimi stykał, za każdym razem były tak samo przyjemne. Przerwałem czynność, potrzebując zaczerpnąć powietrza. 

W tym momencie pojawi się scena nieodpowiednia dla niektórych osób. Jeśli nie chcesz jej czytać, zacznij, dopiero, gdy pojawi się drugi czerwony napis, oznaczający koniec tej sceny. Nie wpływa ona w żaden sposób na fabułę.

Zszedłem z pocałunkami na jej szyję i obojczyki. Odsunąłem włosy brunetki, aby mieć lepszy dostęp do wymienionych wcześniej części ciała. Nie mogąc się powstrzymać, zostawiłem kilka malinek na szyi, po czym od razu wróciłem do ust. Nasz pocałunek stawał się co raz bardziej namiętny, a atmosfera wzrastała. Zdjąłem jej koszulkę, którą rzuciłem na podłogę, pozostawiając Ranę w samym biustonoszu. To, co między się nami działo w obecnej chwili, było czymś nierealnym, o czym nawet nie marzyłem kilka miesięcy temu. Teraz, to ona przejęła inicjatywę i zdjęła moją koszulkę. Odpięła moje spodnie, zdejmując je oraz przy okazji zahaczając o bokserki, wywołując u mnie jęk.
- Twoi rodzice.. - Wyjęczałem, nie potrafiąc się powstrzymać.
- Nie ma ich. - Przerwała, całując moje usta. Pozostając w bokserkach, przewróciłem ją na plecy, rozpinając guziki jej spodni. Obsypując pocałunkami jej brzuch, usłyszałem kilka jęków, wydostających się z jej ust. Chwilę później, zdjąłem biustonosz, który miała na sobie oraz dolną część bielizny. 
- Kocham cię. - Wyszeptałem prosto w jej usta, które później pocałowałem. W tym samym czasie wchodząc w nią. Poruszałem się jak na pierwszy raz delikatnie, próbując nie zaszkodzić sobie, zarówno jak i dziewczynie. 
W całym pokoju, można było usłyszeć nasze jęki, które się ze sobą mieszały. Uczucie przyjemności, które z każdą chwilą wzrastało, było wyczuwalne. Jeszcze chwila i będziemy szczytować.
Tak też się stało. Po wszystkim, opadliśmy zmęczeni na łóżku, a ja oplotłem Ranę ramieniem.

Teraz, kończy się scena nieodpowiednia dla niektórych osób. Dalej, możesz czytać.


*Rana*


Obudziłam się rano w bardzo dobrym nastroju. Poczułam na biodrze, rękę, która należała do Marcela. Jeszcze spał, więc postanowiłam zrobić nam śniadanie. Moich rodziców nie było, ponieważ wyjechali z Alice, na jakiś zlot psychoterapeutów. Beznadzieja.
Włożyłam na siebie jego koszulkę, mając nadzieję, że nie będzie miał nic przeciwko. Prócz tego, założyłam na siebie spodnie, długie, bo robiło się zimno. Zeszłam na dół, kierując się w stronę kuchni. Z szafki wyciągnęłam rzeczy potrzebne do zrobienia kanapek, a następnie wykonałam je.

***

- Dziękuję za dzisiejszą noc. - Powiedziałam chłopakowi, znajdując się w szkole. Staliśmy przy mojej szafce, wybierając się za chwilę na swoje zajęcia.
- To raczej ja powinienem ci podziękować. - Pocałował mnie w policzek. 
- Wpadniesz też dzisiaj? Wiesz, rodzice wracają dopiero w piątek. - Zaśmiałam się, a on mi wtórował.
- Postaram się, ale niczego nie obiecuję. - Dzwonek zadzwonił, powiadamiając nas, że pora na lekcję. Niechętnie pożegnałam się z chłopakiem i ruszyłam w stronę odpowiedniej klasy. Hope dzisiaj nie było, bo musiała iść na jakieś badania, więc na lekcjach będę się nudzić. Nadal nie wierzę w to, że ja i Marcel, zaszliśmy tak daleko. W drodze do sali, minęłam Tayę, która od czasu pogrzebu, spędza przerwy samotnie. Staram się do niej dosiadać, ale to nic nie daje, bo i tak jest cicha. Zamknęła się po prostu w sobie. Potrzebuje czasu. Dziś była ubrana w czarne spodnie, tego samego koloru bluzkę z białym motywem nuty oraz biało - czarną marynarkę. Na stopach widniały czarne, wysokie converse, na rękach, w uszach, oraz na szyi, biżuteria, a na plecach jej plecak. 
Weszłam do sali, po czym zajęłam moje stałe miejsce. Jako, iż miałam teraz lekcję wychowawczą, nie wyciągałam żadnych książek, i jedyne co mi pozostało, to poczekać na wychowawcę, a najlepiej na koniec lekcji.
O wilku mowa. Nauczyciel wszedł do klasy, witając się z nami.
- Witam was, mam nadzieję, że dzień mija dobrze. - Jak zawsze radosny i przepełniony entuzjazmem pan Brainhood, rozpakował się, a następnie rozdał nam nasze sprawdziany sprzed tygodnia. Moja ocena, co prawda, była zadowalająca, ale pewnie stać mnie na więcej.
Piętnaście minut po dzwonku, ktoś zapukał do sali. Wysoki chłopak, o czarnych włosach z blond pasemkiem był naszym nowym uczniem, a miał na imię Luke. Wraz z nim, dołączył do naszej klasy również jego brat bliźniak, Jai. Luke i Jai Brooks'owie. Ten pierwszy wyglądał na chłopaka, jakby to powiedzieć... dupka. Możliwe, że taki nie jest, ale to tylko moje wrażenie. Po ich prezentacji, mieli zająć miejsca. Luke, planował usiąść ze mną, ale zdążywszy zorientować się, co planuje, położyłam plecak na miejscu Hope. Uśmiechnęłam się pod nosem, widząc jego niezadowoloną minę. Niech się uczy, że ze mną łatwo nie jest.

***

Po lekcji postanowiłam wymienić książki wraz z zeszytami. Nie zastałam jednak przy szafce nikogo z przyjaciół, co oznaczało, że byli zajęci. Wyjmując potrzebne przedmioty, poczułam czyjąś obecność.
- Ani kroku dalej. - Ubiegłam go, odwracając się.
- Niezła jesteś. - Poprawił swoje włosy oraz plecak na ramieniu.
- Trzeba ćwiczyć, przed takimi jak ty. - Wolałam patrzeć na szafkę, niżeli na niego.
- To co, ty, ja i kino? Dziś wieczór? - Naprawdę chciało mi się śmiać, z tego co robił. Kątem oka zauważyłam, że Marcel idzie w naszą stronę. Spakowałam wszystko, zamknęłam drzwiczki na kod, odwracając się po raz kolejny w jego stronę.
- Niestety, musisz znaleźć sobie kogoś innego, bo ja jestem zajęta. - Na mojej twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek. - Ale nie bój się, w tej szkole jest mnóstwo dziewczyn, które przelecisz po pierwszym spotkaniu. 
Zbliżyłam się do bruneta, aby pocałować go na oczach Luke'a. Może to chamskie, ale cóż, musi wiedzieć na czym stoi. 
- Rana! - Usłyszałam czyiś głos za plecami. Kilka sekund później ten 'ktoś' był przy nas, ściskając mnie. Hope.
- Miało cię nie być cały dzień. Czego się dowiedziałaś? - Przegadałyśmy całą przerwę. Hope najprawdopodobniej będzie miała bliźniaki, więc trochę roboty przy nich będzie. Z jednym z bliźniaków Brooks, nie rozmawiałam do końca dnia. Victor zapewne zajmował się swoją dziewczyną na każdej przerwie, a Marcel pomagał Jannet w ogarnięciu całego budynku szkoły. Uczęszcza tu już trochę czasu, lecz jest tak zakręcona, że jeszcze nie pamięta wielu rzeczy.
Na ostatniej przerwie szukał mnie Matt. Wyszliśmy przed budynek szkoły, a później usiedliśmy na murku, jak za dawnych czasów. Wyciągnął z kieszeni spodni paczkę Marlboro i skierował w moją stronę.
- Chcesz? - Zapytał. W małych ilościach nie zaszkodzi. Wzięłam jedną sztukę, którą podpaliłam zapaliczką chłopaka.
- Coś się stało? - Odwdzięczyłam mu się też pytaniem.
- Nie, bynajmniej nie sądzę. - Odpowiedział. Coś go gryzło.
- Nadal masz mi to za złe? - Próbowałam nie nawiązywać kontaktu wzrokowego, ale on najwyraźniej też nie.
- Nie będę ci tego miał za złe tak długo, dopóki tego znowu nie zrobisz, czyli nigdy. - Oboje wybuchliśmy śmiechem, chociaż nie powinniśmy. Zabrzmiał ten cholerny dźwięk, niszcząc miłą atmosferę.
- Muszę lecieć, wiesz, ostatnią lekcję mam z Reyes'em. Zabije mnie jeśli się spóźnię.
- Rozumiem, leć. - Niedopałek rzuciłam na ziemię, przygniatając butem. 
Odgłos nadjeżdżającego samochodu zbliżał się co raz bliżej. Czarna furgonetka zbliżała się do mnie, a ja ani drgnęłam. Samochód zatrzymał się obok mnie, a po chwili już byłam nieprzytomna i związana w środku.


*Taya*

(koniecznie włącz)

Jak zawsze, po szkole wróciłam do domu. Pierwszym moim celem było spakowanie kilku rzeczy. Do torby spakowałam butelkę oraz telefon. Wyszłam z domu, zapominając zabrać jakiegokolwiek cieplejszego ubrania. Powoli się ściemniało, ponieważ niestety ze szkoły wróciłam po 18. Niestety, zajęcia dodatkowe nie pomagają mi. 
Kilka kolejnych godzin spędziłam na zapijaniu smutków, nie odbieraniu telefonów rodziców i użalaniu się nad sobą. Teraz planowałam coś większego. 
Udałam się nad największą i najgłębszą rzekę w mieście. Most, na którym stałam był solidnie wykonany. Ludzie patrzyli się na mnie z pogardą, żalem, współczuciem. No tak, nastolatka, ale pełnoletnia, kompletnie pijana zwiedza miasto. Prychnęłam, przenosząc się na barierkę. Zakończę to dzisiaj, skacząc. Przecież tylko uwolnię się od bólu i będę tam z nią. Wdech, wydech. Powtórz kilka razy. Chcesz tego, musisz to zrobić, to ci ulży, mówiłam do siebie. 
Puszczając się metalowego prętu, służącego za barierkę, słyszałam krzyki, które po chwili nie miały dla mnie znaczenia. Spadałam w dół, czując się wolną. Byłam wolna. Po wpadnięciu do wody, nie czułam nic. 
Ukojenie. 
Spokój. 
Cisza.
Delikatne bicie serca.
Nagle ktoś mnie pociągnął. Wyrwał mnie z oazy. 
Nie! Nie! Ja nie chcę! Chcę tam wrócić! Do jasnej cholery, kimkolwiek jesteś, zostaw mnie!
- Już jest okej, spokojnie, shh.. 


***
SIEMANO! Co tam porabiacie misiaczki? Kocham Was :D 
No to sprawy rutynowe:
- Komentarze: Pod 15 rozdziałem 6 komentarzy... serio? Chcecie, żebym zawiesiła bloga? No okej.

Ps. Zamówiłam szablon i już zaniedługo
można będzie się go spodziewać :)

Dobra, tu macie członków gangu:

Jai Brooks.


Luke Brooks.


Beau Brooks.


Daniel Sahyounnie.


James Yammouni.


PRZEPRASZAM, ŻE TO ROBIĘ, ALE MUSZĘ.

Jeśli pod tym postem, nie będzie co najmniej
10 komentarzy - nie będzie nowego rozdziału.
Muszę mieć pewność, że ktoś to czyta.
Wybaczcie.
Możecie komentować nawet anonimowo,
bo jest taka opcja.
(Pamiętaj o podpisaniu się, wtedy)


11 komentarzy:

  1. Aww bliźniaki
    czekam na nexta muszę wiedzieć co będzie z Raną *.*

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekałam długo, aż się doczekałam. Rozdział naprawdę świetny. Chcę już kolejny <333

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudo *.* aww Rana Marcel <3 Dobrze że Vic zmądrzał i chce wpierać Hope :) czekam na nexta ;** ino ma być szybko :((

    OdpowiedzUsuń
  4. asdfghasdfgh ROZDZIAŁ ZAJEBISTY! zaczęłam czytać dopiero od 13 i żałuje że wcześniej nie trafiłam na tego bloga :c oby tak dalej!
    Tosia

    OdpowiedzUsuń
  5. njcdfnchjfnchtfrnhcfrunmrinmeiunmeiux i miałam racje! nie skompromitowałaś się! ten rozdział jest dhcbxndshcsdh zresztą jak każdy, ale ten w szczególności xd
    czekam na kolejny *-*
    kocham Cię
    @jannet_1d <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie mogę doczekać się następnego rozdziału! *-*
    Annaxoxo

    OdpowiedzUsuń
  7. Supeeer kocham twoje opowiadanie

    Julia

    OdpowiedzUsuń
  8. Twoje opowiadania są boskie <3
    Sandra <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Co, co, co? Gdzie jest komenarz, który napisałam wczoraj, pięknie, ładnie, ślicznie? G D Z I E? Mój telefon chba przeżywa jakiś okres buntu czy coś w tyym stylu, bo co chwila mi wyłącza muzykę, twittera, WiFi... i potem wszystko mi się kasuje. No to napiszę jeszcze raz to, co myślałam, że napisałam wczoraj :)
    Ten rozdział jest jednocześnie smutny i radosny. Smutny z powodu samobujczej próby Tayii(nie wiem czy to dobrze odmieniam), a radosny z powodu Hope i Victora ^^ bliźniaki! Yey! A na dodatek scena Rana i Marcel. Uhm, jest o czym poczytać :)
    I to tyle z tego co napisałam wczoraj i jeszcze dodatek dzisiejszy (możesz wierzyć albo nie): całą godzinę na macie, calusieńką i pół fizyki nie mogłam się opędzić od myślenia o Hope i Victorze. Serio.
    To czekam na next :)
    @husaria1698

    OdpowiedzUsuń
  10. Widzę że mój komentarz nie dotarł :c
    To pisze jeszcze raz
    Ciekawi mnie kto uratował Taye, nie mogę doczekać się nexta x
    Magda .

    OdpowiedzUsuń
  11. Jej, jej, jej! Tak bardzo się cieszę, że Victor opamiętał się i zaakceptował tą ciąże, dziecko. Wyobrażam sobie jaki to musiał być dla niego szok, dlatego jego zachowanie może jest choć trochę wytłumaczalne.
    Scena Marcela i Rany, omg kasjhfcuwehuew. Tak krótko opisane, ale jak zmysłowo.
    Biedna Taya, na prawdę. Ból przez jaki musi przechodzić na pewno jest nie do zniesienia. Jestem tak ogromnie ciekawa kto ją uratował, więc zmykam do następnego rozdziału! <3
    @pure_emotions_

    OdpowiedzUsuń