CHOLERNIE proszę
o przeczytanie notki
pod rozdziałem.
Z dedykacją dla @husaria1698
@Jannet_1D oraz mojej kuzynki Laury.
Dziękuję Wam za to, że
po prostu mnie wspieracie.
Muzyka I
*Marcel*
Wciąż żyję, ale ledwo oddycham
Po prostu modlę się do Boga,
w którego nie wierzę
Ponieważ, gdy ja dostałem czas
ona dostała wolność
w którego nie wierzę
Ponieważ, gdy ja dostałem czas
ona dostała wolność
Wszystko zniszczyłem.
Nie nadawałem się do czegokolwiek, byłem w stanie zrobić wszystko, aby Ona wróciła. Dlaczego to zrobiłem? Dlaczego byłem tak głupi, że dałem się w to wciągnąć? Obiecałem jej, że nie skrzywdzę ją, ale zawiodłem. Nie zrobiłem tego umyślnie, bo to co się zdarzyło, stało się wbrew mojej woli.
Ale to ja nawaliłem.
Nie zasługiwała na to, nie zasługiwała na to całe cierpienie, które jej przysporzyłem. Jestem jednym, wielkim problemem.
Od wydarzenia, które miało miejsce w szkole, minęło już kilka godzin. Dzwoniłem nie jednokrotnie do Rany, ale tak jak się spodziewałem, nie odbierała. Wcześniej szukałem jej także na mieście, lecz nie dało to rezultatów.
W pokoju rozniósł się dźwięk stukania o drzwi, a po chwili do pomieszczenia weszła jasnobrązowa dziewczyna. Dwudziestoczteroletnia brunetka usiadła na łóżku, zaraz obok mnie i zaczęła pocierać moje plecy.
- Marcel, możemy porozmawiać? - Zadała pytanie delikatnym głosem pełnym troski.
- Nie mamy o czym. - Burknąłem, odwracając się w stronę okna.
- Nie możesz się obwiniać, o coś, czego nie zrobiłeś. Nie chciałeś tego. - Kontynuowała.
- Obiecałem jej, że nie będzie przy mnie cierpieć. A teraz? Nawet nie wiem, czy jest bezpieczna. Okaleczała się wcześniej, więc jest zdolna do wszystkiego. Gemma, ona nie jest taka jak inne. To ta jedyna. - Odwróciłem się w jej stronę, zauważając uśmiech na jej twarzy. - Co się szczerzysz?
- Idź jej szukaj. Nie znajdziesz innej takiej.
*Kolejny dzień, tak jak w poprzednim
rozdziale. Coś około godziny 7.00,
okolice Bristolu.*
Nie nadawałem się do czegokolwiek, byłem w stanie zrobić wszystko, aby Ona wróciła. Dlaczego to zrobiłem? Dlaczego byłem tak głupi, że dałem się w to wciągnąć? Obiecałem jej, że nie skrzywdzę ją, ale zawiodłem. Nie zrobiłem tego umyślnie, bo to co się zdarzyło, stało się wbrew mojej woli.
Ale to ja nawaliłem.
Nie zasługiwała na to, nie zasługiwała na to całe cierpienie, które jej przysporzyłem. Jestem jednym, wielkim problemem.
Od wydarzenia, które miało miejsce w szkole, minęło już kilka godzin. Dzwoniłem nie jednokrotnie do Rany, ale tak jak się spodziewałem, nie odbierała. Wcześniej szukałem jej także na mieście, lecz nie dało to rezultatów.
W pokoju rozniósł się dźwięk stukania o drzwi, a po chwili do pomieszczenia weszła jasnobrązowa dziewczyna. Dwudziestoczteroletnia brunetka usiadła na łóżku, zaraz obok mnie i zaczęła pocierać moje plecy.
- Marcel, możemy porozmawiać? - Zadała pytanie delikatnym głosem pełnym troski.
- Nie mamy o czym. - Burknąłem, odwracając się w stronę okna.
- Nie możesz się obwiniać, o coś, czego nie zrobiłeś. Nie chciałeś tego. - Kontynuowała.
- Obiecałem jej, że nie będzie przy mnie cierpieć. A teraz? Nawet nie wiem, czy jest bezpieczna. Okaleczała się wcześniej, więc jest zdolna do wszystkiego. Gemma, ona nie jest taka jak inne. To ta jedyna. - Odwróciłem się w jej stronę, zauważając uśmiech na jej twarzy. - Co się szczerzysz?
- Idź jej szukaj. Nie znajdziesz innej takiej.
*Kolejny dzień, tak jak w poprzednim
rozdziale. Coś około godziny 7.00,
okolice Bristolu.*
*Rana*
- Cóż, nie za wiele spaliśmy. Zaledwie kilkadziesiąt minut. - Mruknął niewyspany Matt.
- Musimy być wcześniej w mieście, chcę jeszcze odwiedzić Stevena. - Powiedziałam, wchodząc do samochodu. Chłopak spakował plecak z rzeczami na tylne siedzenie, po czym sam zajął miejsce kierowcy.
- Nic mu nie będzie. Jak ty się czujesz? - Ruszyliśmy w kierunku domu. Zapowiada się kilka godzin w samochodzie z nieprzyjemnym tematem, super.
- Czy ja wiem? Jak mam się czuć, po przyłapaniu chłopaka na zdradzie ze swoim wrogiem? - Skrzywił się nieznacznie.
- To głupie pytanie, racja. Jeśli to coś pomoże, to powiem, że Marcel nie chciał tego. To zdarzyło się niespodziewanie. - Zwróciłam wzrok w stronę okna, co znaczyło, że nie chcę kontynuować tematu. Zrozumiał i zamilkł.
- Musimy być wcześniej w mieście, chcę jeszcze odwiedzić Stevena. - Powiedziałam, wchodząc do samochodu. Chłopak spakował plecak z rzeczami na tylne siedzenie, po czym sam zajął miejsce kierowcy.
- Nic mu nie będzie. Jak ty się czujesz? - Ruszyliśmy w kierunku domu. Zapowiada się kilka godzin w samochodzie z nieprzyjemnym tematem, super.
- Czy ja wiem? Jak mam się czuć, po przyłapaniu chłopaka na zdradzie ze swoim wrogiem? - Skrzywił się nieznacznie.
- To głupie pytanie, racja. Jeśli to coś pomoże, to powiem, że Marcel nie chciał tego. To zdarzyło się niespodziewanie. - Zwróciłam wzrok w stronę okna, co znaczyło, że nie chcę kontynuować tematu. Zrozumiał i zamilkł.
***
- Matt? - Po godzinie milczenia, odezwałam się.
- Tak? - Jechaliśmy od jakiegoś czas drogą, która była pusta. Nie była ona główna, bo inaczej jakieś samochody byłyby widoczne.
- No, bo wiesz.. skoro i tak wiem już o tym całym gangu - Zrobiłam cudzysłów w powietrzu. - To czy mogłabym ich poznać, tak osobiście?
- Czemu nie? - Uśmiechnął się. - Też z pewnością chcą cię poznać.
Jej najlepsze dni będą moimi
najgorszymi.
W końcu spotkała człowieka,
który stawia ją na pierwszym miejscu.
- Czemu nie? - Uśmiechnął się. - Też z pewnością chcą cię poznać.
Jej najlepsze dni będą moimi
najgorszymi.
W końcu spotkała człowieka,
który stawia ją na pierwszym miejscu.
*Taya*
Byłam już pełnoletnia, więc jak najszybciej się dało, poprosiłam o wypis ze szpitala. Czułam się na siłach, tym bardziej, po tym, co usłyszałam. Mam jej dość! Za niedługo powinien pojawić się Chris, który zabierze mnie do szkoły. Swoją drogą, nie wierzę, że zadzwoniłam do niego, ale on jedyny wtedy mi przyszedł na myśl.
Ubrana, poczesana i spakowana, przeglądałam swój telefon oraz odpisywałam na wiadomości, gdy do sali wszedł blondyn.
- Gotowa? - Podniosłam torbę, po czym udałam się za nim. - Szkoła czy dom?
- Szkoła. - Mruknęłam.
*Tristan*
Ubrana, poczesana i spakowana, przeglądałam swój telefon oraz odpisywałam na wiadomości, gdy do sali wszedł blondyn.
- Gotowa? - Podniosłam torbę, po czym udałam się za nim. - Szkoła czy dom?
- Szkoła. - Mruknęłam.
***
- Co u Rany? Dawno jej nie widziałem. - Zapytał w pewnej chwili, wybudzając mnie z transu.
- Jesteś nadal z Sashą po tym wszystkim? - Odpowiedziałam pytaniem.
- Po czym? - Zdziwił się. Więc, albo go nie było w szkole, albo udaje, że nic się nie stało.
- Przecież całowała się z Marcelem? - Gwałtownie zatrzymał samochód pod szkołą, przez co, o mało kogoś nie potrącił.
- Żartujesz, prawda? - Pokręciłam głową. Zawiedziony chłopak schował twarz w dłoniach. Wziął głęboki wdech.
- Nie zdziwiło mnie to. Nasz związek to praktycznie fikcja, którą ja dzisiaj zakończę. Sasha nigdy, nie była tą dziewczyną, którą kochałem. - Wyszedł z samochodu.
- Chris! Wracaj! - Krzyknęłam, ale nie zatrzymał się. Chciał to zakończyć, więc to ja podbiegłam do niego, szarpiąc za ramię. - Czy ty kochasz..
- Tak, nadal kocham Ranę. - Wyszeptał.
***
Gdy znaleźliśmy jego prawie byłą dziewczynę, stała ze swoją nową świtą. No cóż, ja i Maya odeszłyśmy, więc musiała sobie znaleźć nowe pieski do usługiwania.
- Cześć, kochanie. - Uwiesiła się chłopakowi na szyi, lecz ten zrzucił jej ręce i odepchnął od siebie. Była cholernie zdziwiona. - Co ty wyprawiasz?!
- Kończę wszystko. Sasha, to koniec. Zrywam z tobą. - Wyglądała jak burak, albo pomidor. Po raz pierwszy, Sasha Stricker została upokorzona przez chłopaka, Chrisa Thicke.
- Nie możesz mi tego zrobić! Co z nami?! Przecież mnie kochasz! - Zaczęła się krzyczeć.
- Nigdy cię nie kochałem. Zawsze byłaś nikim. - Powiedział, na co dziewczyna zamilkła.
Kolejny związek się rozpadł. To zapowiedź czegoś wielkiego, co wstrząśnie całym miastem i zmieni je na dobre.
*Narracja trzecioosobowa*
(Wiem, że piosenka pojawia się
cholernie często, ale ona w większości
oddaje właśnie taki nastrój, jaki potrzebuję)
Dylan O'Brien był leniem z natury, dlatego też, dzisiaj zaplanował dla siebie zaledwie jedno zadanie. Spotkanie z informatorem.
- Tak, tak. Już parkuję. - Wymówił do słuchawki telefonu, wysiadając z samochodu. Udał się ku stoisku z rzeczami militarnymi* swojego znajomego. Ten, ujrzawszy Dylana, kiwnął głową, aby wszedł do środka i zaczął rozmowę.
- I jak sprawy się miewają?
- Bardzo dobrze. Wracają do Mystic Falls. Obecnie są niedaleko, powinni być w mieście za jakieś dwie godziny. - Starszy mężczyzna jednak był mądrzejszy od chłopaka. Nigdy mu nie ufał i wręcz przeciwnie, wszystkie wiadomości przekazywał Lockwood'owi, bo tak naprawdę tylko jemu ufał. Był w pewnym rodzaju wtyczką. Wtyczką, z dobrą grą aktorską.
- Wielkie dzięki. Wpadnę jutro po broń. - Pożegnali się uściskiem dłoni, który wykonywali prawie zawsze. - Nie wyobrażam sobie, co bym bez ciebie zrobił.
- Zapewne nic. Nie masz za co dziękować. Do jutra.
- Do jutra. - Dylan delikatnie się uśmiechnął.
Rana Higgins. Dlaczego akurat ona? Proste, jest ważna dla Lockwood'a. Ja cierpiałem, gdy Ronnie umierała, więc teraz pora, aby on zasmakował tego samego bólu. Matthew Lockwoodzie, nadchodzę.
- Daniel, szykuj się. Odwiedzimy naszą znajomą.
*Tristan*
Było po dziewiątej rano, gdy się obudziliśmy. Praktycznie, nie spaliśmy do czwartej nad ranem, więc nie ma się czego dziwić. Jako, iż nie chcieliśmy mieć problemów w sprawie szkoły, niemal od razu zawiozłem Jamesa do szkoły. Oczywiście psa znalezionego dzień wcześniej zabrałem ze sobą, a później udałem się prosto do swojego mieszkania.
Po drodze zajechałem do sklepu zoologicznego, aby kupić coś dla tego malucha. Tak, zdecydowałem się go przyjąć, mimo, że to nie był najlepszy pomysł. Gdy tylko otworzyłem drzwi, już wiedziałem, że coś jest nie tak. Normalnie na korytarz padałoby światło małej lampki, którą zawsze zostawiałem włączoną oraz rockowe piosenki leciały by w tle. Jednak teraz panowała tu całkowita cisza, a światło było wyłączone. Zwierzaka postawiłem na podłodze, zamknąłem za sobą drzwi, a torbę z zakupami pozostawiłem przy wejściu. Wyciągnąłem zza paska mały pistolet TT, po czym zacząłem sprawdzać każde pomieszczenie. Po wykonaniu tej czynności, mogłem stwierdzić pustkę. Najpewniej żarówką się przepaliła, natomiast piosenki w końcu dobiegły końca. Nie przejmując się tym rozpakowałem zakupy, które ułożyłem do odpowiednich szafek lub lodówki, jedno z posłań dla Samy'iego położyłem obok sofy. Drugie spocznie w magazynie, bo nie mam zamiaru zostawiać psiaka samego w domu.
Nie posiadałem żadnych planów do czasu, gdy Yammouni skończy lekcje albo Matt zadzwoni i powie, że jest robota. Może wydawać się to dziwne, że nie mam nic innego do zrobienia, ale od zawsze byłem jego przyjacielem, pomagałem mu i najzwyczajniej to było u mnie na porządku dziennym, także nie miałem zaplanowanych jakichkolwiek innych atrakcji.
Postanowiłem załączyć jeden z moich ulubionych kawałków, typu "Lying from you" zespołu Linkin Park. Chwyciłem w ręce paczkę papierosów, wyciągnąłem jednego i odpaliłem, opierając się o parapet. Pogoda nie dopisywała, zachmurzenie widoczne oraz prawdopodobne opady śniegu, to wkrótce nas czekało.
Obserwowałem jak chłopcy grają w piłkę, dziewczynki skaczą na skakance, młodsze dzieci rysują kredą po chodnikach, aby mieć jakiekolwiek zajęcie. Dzielnica, w której mieszkałem, była zamieszkiwana głównie przez osoby, które nie stać było na coś większego, z nieciekawą przeszłością, samotne matki lub po prostu osoby mieszkające tu od urodzenia. Czy jest tutaj groźnie? Nie sądzę. Sąsiedzi są dla siebie życzliwi, nikt nie sprawia sobie nawzajem kłopotów. Żyć, nie umierać.
Skierowałem wzrok na okno naprzeciw mnie. Jak zazwyczaj to było, moja ulubiona sąsiadka patrzała na mnie z politowaniem, bo nie lubiła, kiedy paliłem. Od zawsze uważała, że palenie zabija. Co ja jej odpowiadałem? "Na coś trzeba umrzeć".
- Witam Panią. Jak dzień mija? - Zgasiłem końcówkę, pytając uprzejmie.
- Witaj Tristanie. Cóż, w miarę normalnie, rutynowo. Obecnie patrzę, jak mój wnuczek sobie niszczy zdrowie. - Mówiła tak na mnie, chociaż posiadała wnuczęta. Miała takie przyzwyczajenia, lecz nie przeszkadzały mi.
- Na coś trzeba umrzeć. - Powtórzyłem swój stały tekst. - Kiedy Nina przyjeżdża? Na święta?
- Niestety nie. To ja wybieram się w tym roku do niej. - Nina, to jedna z jej córek, która jako jedyna się interesuje matką. Mój telefon zaczął dzwonić, co zmusiło mnie do pożegnania się z "babcią". Na wyświetlaczu widniał napis "Lockwood", więc czym prędzej odebrałem.
- Nareszcie! Dzwoniłem do ciebie od wczoraj i za każdym, jebanym razem nie odbierałeś! - Krzyknąłem na wstępie.
- Taa, wiem. Załatwiałem ważną, nawet bardzo sprawę. Zwolnij bliźniaków i Jamesa z lekcji, za godzinę robimy spotkanie, pilne. - Nie zdążyłem nic więcej powiedzieć, bo Matt się rozłączył. Pierdolony idiota. Włożyłem na siebie bluzę z kapturem, do kieszeni spodni schowałem telefon i portfel, psa zapiąłem na smycz i obrałem kierunek liceum.
***
- Nie mam pojęcia, co się stało! Powiedział mi po prostu, że mam was zwolnić i tyle. - Tłumaczyłem tym debilom. Weszliśmy do magazynu, w którym czekał już Beau. Spuściłem ze smyczy Samy'iego, aby mógł swobodnie przemieszczać się i kontynuowałem rozmowę z przyjaciółmi.
Jakieś dwadzieścia minut później, drzwi się otwarły, a do pomieszczenia wszedł chłopak i dziewczyna. Matt i Rana.
Po jej zachowaniu można zauważyć, że jest jej niezręcznie za pierwszym razem rozmawiać z nami, jak z gangiem. Dlaczego nie jestem zdziwiony, iż ona jest tutaj również? Spodziewałem się. Wszyscy zajęli miejsca.
- Rana wie o nas wszystko. Sytuacja ze Stevenem, zmusiła nas do tego, a raczej mnie, by jej powiedzieć. - Chłopaki pokiwali głowami na znak zgody.
- Tak czy siak, dowiedziałem się czegoś, o Dylanie, co tylko utwierdziło mnie w tym, że potrzebuje dobrego psychiatry.
*Wspomnienie z perspektywy Matta*
Niektóre miejsca w Anglii były już zasypane śniegiem, inne wręcz przeciwnie. Wracaliśmy wraz z Raną pustą drogą, gdy nagle naszą muzykę zaczął zagłuszać dźwięk silnika. Poprawka, nie jednego, nie dwóch, a kilkunastu. Po chwili, zza horyzontu wyłoniły się kształty jednośladów, które zmierzały w naszą stronę z dość wielką prędkością. Gdy były już blisko, jeden z nich zahamował, a reszta za nim.
Zrobiłem to samo, po chwili wychodząc z samochodu. Dziewczyna protestowała, ale nie słuchałem jej.
- Jesteście na nieodpowiednim terenie - Powiedział jeden z nich, chyba "szef", zdejmując kask z głowy. Niepewnym krokiem podszedłem do niego, wyciągając rękę.
- Lockwood. Matt Lockwood. - Uścisnął ją, po chwili również wymawiając swoje imię.
- Lucas Beethoven. Co was tutaj sprowadza? Rzadko kto bywa w okolicach Reading.** - Na oko Lucas miał mniej więcej trzydzieści lat, choć mogę się mylić.
- Jesteśmy przejazdem. Szukałem wiadomości o swoim przeciwniku i to właściwie tyle.
- Kogo masz na myśli? - Zaciekawił się.
- Dylan O'Brien. - Zaśmiał się, jak i reszta jego towarzyszy.
- Ten chłopak ma źle poukładane w tej swojej główce. Wyjechał z Kalifornii i przyjechał specjalnie do Mystic Falls, bo uważa, że zawładnie tym miastem. - Wow, nie spodziewałem się aż takiego czegoś.
- Naprawdę?
- Chłopie, powiem ci coś, co mówię każdej osobie, z nim związanej. Od kiedy jego siostra nie żyje, ten koleś ma swój własny świat. Jest nieobliczalny.
- No to ciekawie się zapowiada. - Mruknąłem pod nosem.
- Mam jedno pytanie.. - Zaczęła Rana, wszyscy spojrzeli na nią. - Skoro wy jesteście tutaj, to kto pilnuje reszty, włącznie z Stevenem?
- Jest nas więcej, niż myślisz. - Odpowiedział Beau, na co przewróciłem oczami.
***
Siedziałem na dachu budynku, zastanawiając się, dokąd zmierza ten świat. Chwilę potem usłyszałem delikatne kroki po schodach, następnie w moją stronę. Brunetka usiadła, zajmując miejsce obok mnie. Siedzieliśmy w ciszy, nie chcąc jej przerywać lub nie wiedząc, jak ją przerwać.
- Pamiętasz, co mówiłem? "Im mniej wiesz, jesteś bezpieczniejsza". - Zacytowałem, ona potwierdziła kiwnięciem. - Wpakowałaś się w największą głupotę, w jaką mogłaś. Teraz zamiast być bezpieczną, jesteś w niebezpieczeństwie. - Odwróciłem głowę w jej stronę. Rana przyglądała mi się z zaciekawieniem.
- Wiem, taki już mój los. Nie zmienię go.
- Zmienisz, a my ci w tym pomożemy.
- Niby jak? - Zdziwiła się.
- Wystarczy wyeliminować O'Briena. Potem nie ma żadnego zagrożenia. - Uśmiechnąłem się.
*Narracja trzecioosobowa*
Blond dwudziestoczteroletnia dziewczyna wyszła z pociągu numer siedem, wraz z małą walizką. Pośpiech w jej ruchach był widoczny. Jak najszybciej przedostała się przez peron, następnie wsiadając do taksówki.
- Do jakiego miasta? - Uprzejmie zapytał kierowca.
- Do Mystic Falls. - Odparła.
***
*militarne rzeczy - rzeczy wojskowe głównie
*Reading - miasto w Wielkiej Brytanii (Anglii).
WITAM.
Zacznę od bardzo ważnej informacji. Cholernie nienawidzę się powtarzać. Posłuchajcie! Mam tego dosyć! Wstawiam rozdział, widzę, że są wyświetlenia tego rozdziału, a komentarzy ile? Ile?! Maksymalnie sześć! No proszę was, to jest jakiś żart? Ja się staram, piszę po nocach i dostaję 6 komentarzy. Każdy czytam i jestem bardzo za niego wdzięczna, ale niestety nie spełniacie moich próśb. CZY TO TAK TRUDNO POŚWIĘCIĆ MINUTĘ, CHOLERNĄ MINUTĘ NA NAPISANIE KOMENTARZA?! NAPRAWDĘ?!
OFICJALNIE, JEŚLI POD TYM
ROZDZIAŁEM NIE BĘDZIE TYCH
CHOLERNYCH 10 KOMENTARZY
TO ZAWIESZAM BLOGA.
DLA WAS TO CHWILA, NIC WIELKIEGO.
Teraz przejdźmy do normalnego postu, pod rozdziałem. Cóż, zajęło mi pisanie go dość długo, ale to przez te komentarze i brak motywacji. Niestety jest mi trudno pisać cokolwiek, gdy nie mam motywacji. Mam nadzieję, że chociaż znajdzie się ktoś, kto to przeczyta.
No dobra, wyżyłam się tak, że aż ten czerwony kolor mnie razi, ale inaczej to do Was nie dociera.
Rozdział wprowadza nową postać, która jakoś specjalna nie będzie, raczej w drugiej części.
Tak, jest nowy wygląd, w którym się zakochałam *-*
To prawda, nie chcę zawieszać bloga, ale to nie fair w stosunku do mnie, że ja się męczę, a nie dostaję jakiejkolwiek motywacji od was w postaci komentarza.
A teraz pytania:
- Ulubiona scena?
- Ulubiony cytat?
- Scena urocza/zabawna/smutna?
- Jak oceniacie ogółem rozdział?
NO, ROZPISAŁAM SIĘ. A JEŚLI TEGO NIE PRZECZYTASZ, TO MASZ WPIERDOL.
~Autorka. xx